sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział 7

Hej, haj, heloł. Mam dla Was niespodziewankę, a mianowicie rozdział ! ;)))) Zapraszam do czytania. ;*


*Oczami Hermiony*
  Obudziłam się w ramionach Dracona, a on już nie spał. Wstaliśmy i zjedliśmy śniadanie bez słowa. Wreszcie zebrałam się w sobie i zaczęłam rozmowę - Draco, ja Ci dziękuję, za to co dla mnie zrobiłeś. Pewnie zastanawiasz się co się stało. No więc powiem Ci. Kiedy odrzuciło nas od siebie przeniosło mnie na piękną plaże, a w dali ujrzałam jakiś dwór i postanowiłam tam iść. Nie wiem co mnie podkusiło, ale weszłam do tego domu, ale potem już nie mogłam wyjść. Był tam Glizdogon, który zaklęciem przyspolił mnie do krzesła. Wyleciałam na nim na dwór, ale już nie było morza w krajobrazie, tylko cmentarz, na ktory przez przypadek przeniosłam się po ucieczce z Grimmuald Place. Wydaje mi się, że to ten sam cmentarz, na którym zginął Cedrik Digory. Był tam grób Toma Riddla, a szczur jakimś dziwnym rytułałem przywrócił go do życia, al już nie wyglądał jak potwór. Powitał mnie jak równą sobie i powiedział, że jestem czystokrwistą czarodziejką, którą rodzice oddali mugolom, by ją chronić, a potem powiedział... potem powiedział, że jestem jego przeznaczeniem i tak jakby..-  przerwałam. -Tak jakby co ? - zapytał Malfoy. - Tak jakby mi się oświadczył.-

* Oczami Draco *
 Słuchałem tej histori z niedowierzaniem. Zastanawiałem się, jak to właściwie mogło się stać i jak udało jej się uciec. Przecieć to był Lord Voldemort do cholery. On nie może kochać. Nie rozumiem.

  Spojrzałem na swoje lewe przedramie, a mroczny znak, który na nim się znajdował zdawał się pociemnieć.
Przeraziłem się. On naprawdę wrócił. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko czekać na wezwanie.
Hermiona przyglądała mi się z zainteresowaniem. Nie mogłem znieść myśli, że cały koszmar może się powtórzyć. Nagle dziewczyna wstała, powiedziała - Dziękuję Ci jeszcze raz, do widzenia. - i zniknęła.

* Oczami Hermiony *
  Teleportowałam się do domu i natychmiast zaczęłam nakładać zaklęcia ochronne, do momentu, aż mój dom był chroniony takimi zaklęciami, jak Hogwart przed bitwą. Nikt nie złamie zabezpieczeń, bo czarna różdżka już nie istnieje. Rzuciłam się na fotel w moim pokoju zmęczona. Wiedziałam, że jestem ściśle chroniona, ale i tak bardzo się bałam. Nie mogłam odpędzić od siebie wizji wczorajszych wydarzeń. Postanowiłam wysłać mojego patronusa Harremu i go ostrzec.

*Oczami Harry'ego*
   Siedziałem w kuchni z Ronem i zajadaliśmy śniadanie gdy nagle od strony okna ujrzałem kątem oka niebieskawy promień. Szybko podbiegłem do okna i otworzyłem je. Wleciał przez nie patronus Hermiony.Niespodziewanie przemówił jej głosem - Harry, on wrócił. Wrócił do życia. Już jestem bezpieczna, ale wy nie. Musicie coś zrobić. Harry, boję się. Strasznie się boję. Błagam przyjedźcie do mnie jak najszybciej. Mój dom jest silnie chroniony, ale wy bez problemu powinniście wejść. Błagam, uważajcie na siebie i bądźcie ostrożni.- i nagle się rozpłynął.  Zdziwiony tym nagłym wydarzeniem, potrzebowałem chwili, żeby przyswoić nowe informacje. Kiedy wreszcie dotarło do mnie co powiedziała serce podskoczyło mi do gardła. - Ale to nie możliwe. On nie mógł wrócić. Nie wierzę. Jak ?- gadałem sam do siebie jak obłąkany.
Kiedy wreszcie otrząsnąłem się z amoku spojrzałem na przerażonego Rona. Był blady jak ściana, a łyżka, którą trzymał w ręku wypadła mu z ręki i z łoskotem spadła na stół. Wstał i szybko pobiegł do drzwi. Po chwili wrócił, trzymając w ręku Proroka Codziennego. Podał mi go trzęsącą ręką, a ja spojrzałem na okładkę.
Mroczny Znak na cmentarzu w Little Hangleton !

Wczorajszego popołudnia mugolska telewizja podała informacje o nieznanym znaku, unoszączym się na niebie nad cmentarzem w Little Hangleton. Nasi eksperci i amnezjatorzy zapanowali nad sytuacją i mugole nie pamiętają, o tym wydarzeniu, ale przyczyny powstania są nam nadal nie znane. 
Ministwerstwo bada całą sytuacje, i choć nic nie jest potwierdzone to aurorzy podejrzewają najgorsze. Więcej informacji na stronie 17. 

 Rzuciłem gazetą o stół, spojrzałem prozumiewawczo na Rona i oboje pędem ruszyliśmy na górę zbierać swoje rzeczy. Zajęło nam to 10 minut i oboje staliśmy na schodach z torbami. Zmniejszyłem je do wielkości pudełka z zapałkami, złapałem przyjaciela za rękę i po chwili staliśmy w salonie przyjaciółki. Wysłałem do niej mojego patronusa, żeby się nie przestraszyła, kiedy nas zobaczy. Za chwilę usłyszałem tupot butów na schodach i już stałem w objęciach Hermiony.

* Oczami Toma * 
  Szukałem jej całą noc, ale rozpłynęła się w powietrzu. Nigdzie jej nie było. Rano, gdy tylko złapałem różdżkę znowu wysłałem zaklęcie, na poszukiwanie. Znalazło ! Jest w Londynie ! Czekałem, aż dostanę informacje o jej adresie. Oxford Street 37, London, England. Natychmiast się tam przeniosłem, ale nic tam nie było. Zwykły trawnik i domy na około. Co tu jest grane ? Czy ona spodziewała się moich odwiedzin?
  Znajdę ją i zdobędę jej serce. Nie wiem jak. Ja chyba nie potrafię kochać, ale przecież nawet ja mam poczucie wdzięczności, a ona mnie wskrzesiła. Gdyby nie ona, to nadal przewracałbym się w grobie. Ona pomogła wrócić mi życie. To coś musi znaczyć. Przecież niczyja inna łza nic by nie zdziałała.


piątek, 13 grudnia 2013

Rozdział 6

Hejka ;) Witam Was dziś z nowym rozdziałem ! :D ale ostrzegam ! Nie sugerujcie się tym rodziałem co do dalszej części tej histori ! I hope you'll like it ;*

*Oczami Hermiony*
   Postać stała do mnie tyłem. Z przerażenia wstrzymałam oddech i czekałam na rozwój wydarzeń. Osoba powoli odwracała się, jakby specjalnie tworzyła napiętą atmosferę. Gdy stanęła prosto przede mną i uniosła głowę zobaczyłam mężczyznę, który przypominał owo ciało wyjęte z grobowca, ale tylko przypominał. 
Ten był dużo przystojniejszy, miał ciemniejsze włosy i jaśniejszą skórę. Gdyby nie fakt, że strasznie się go bałam to powiedziałabym, że jest cholernie seksowny. Szczupły, wysoki  brunet to facet z moich snów. 
  
  Nadal siedziałam "przyklejona" do krzesła i bałam się, że zaraz zginę. W rytuale było napisane, że kochanek, który ratował życie drugiemu ginął. Jednak nic takiego się nie stało. Mężczyzna tylko skinął ręką na Petegriew, a ten podał mu różdżkę. Przyjął ją i machnął delikatnie, a ja poczułam, że już mogę się ruszać. 
Na jego ustach błąkał się mało widoczny, ale jednak uśmiech. To dodało mi trochę otuchy. Niepewnie podniosłąm się z krzesła i o mało nie upadłam, gdyby nie złapał mnie. Skinęłam lekko głową w podziękowaniu i już zbierałam się na odwagę, żeby zapytać o co tu właściwie chodzi, gdy mężczyzna sam się odezwał. - Witaj, pewnie nie wiesz kin jestem, choć tak mądra czarownica powinna się chociaż domyślać. Tom Riddle- powiedział i wyciągnął rękę w moją stronę. -Hermiona Granger- i również podałam mu moją trzęsącą się dłoń. Przez ten strach, który mnie sparaliżował dopiero w chwili zetknięcia się jego skóry z moją przejrzałam na oczy. Przecież to jest do cholery Lord Voldemort ! On tak na luzie dotyka szlamy ? I na dodatek jeszcze jest miły ? Coś tu jest nie tak...

* Oczmi Toma *
  Dziewczyna bała się mnie. Pewnie w innych okolicznościach cieszyłbym się, ale nie teraz. Muszę jej chyba wyjaśnić o co tu chodzi, choć nie do końca sam rozumiem. - Pozwól, że Ci wyjaśnie.- powiedziałem mojej rozmówczyni. - Jesteś tu, bo jesteś moim przeznaczeniem. Wcale nie jesteś szlamą, tak jak do dziś myślałaś, ale czystokrwistą czarownicą. Jako dziecko rodzina oddała Cie tym mugolom, bo bała się o twoje życie. Bała się, że upomnę się o Ciebie, a oni nie chcieli do tego dopuścić. To sam Hogwart Cię mi podarował 50 lat temu. Hermiono, czy zgodzisz się zostać mą i rządzić u mego boku ?- zakończyłem swój monolog. 
Dziewczyna patrzyła z niedowierzaniem na moją twarz i kręciła przecząco głową, a w jej oczach kryły się łzy niezrozumienia. Nim się spostrzegłem, złapała z różdżkę i tyle ją widziałem...

 * Oczami Draco *
  Obudziłem się w domu  Hermiony. Wciąż nie mogłem się otrząsnąć po tym, co się stało. Nigdzie jej nie było. Nie miałem pojęcia co się właściwie wydarzyło. Wyszedłem z jej domu po jakichś półgodzinnych poszukiwaniach. Nie wiem, jak długo byłem nie przytomny, ale na dworzu było już ciemno. Postanowiłem przejść się na piechotę, by trochę uspokoić skołatane nerwy i myśli. Byłem już przy jej samochodzie, gdy usłyszałem szloch. Ruszyłem w miejsce, z którego wydobywał się płacz. To ona. Siedziała oparta o koło auta, z podkulonymi nogami i płakała. Kucnąłem koło niej, a ona natychmiast objęła mnie za szyję. Zapytałem tylko - Co się stało ?- A ona wyszeptała tylko - On wrócił.- a potem zemdlała po raz kolejny tego dnia. Nie mogłem jej zostawić samej w takim stanie. Złapałem ją mocniej w pasie i przeniosłem nas do mojego domu. Ułożyłem dziewczynę na moim łóżku i zobaczyłem jej pokrwawioną bluzkę. Odsunąłem jej kawałek i zobaczyłem dość głębokie rozcięcie w okolicy obojczyka. -Episkey- szepnąłem i przykryłem dziewczynę kołdrą. Siedziałem koło niej trzymając ją za rękę. Wiedziałem, że po dzisiejszych wydarzeniach ona tego potrzebuje.
  
  Minęła godzina odkąd ją tu przyniosłem, a ona dalej się nie przebudziła. Czekałem cierpliwie, ale do czasu. - Aquamenti- wypowiedziałem i strumyk wody chlusnął jej w twarz. Zaczęła się ruszać. Po chwili rozpętało się piekło. Rzucała się po łóżku jak opętana i krzyczała. Bardzo się bałem. Nadal trzymając dziewczynę za rękę szeptałem - Hermiona, csii już w porządku. Jesteś bezpieczna- Nic to nie dawało. Zaniepokojony złapałem dziewczynę za ramiona i potrząsnąłem lekko. Natychmiast się obudziła.
 
*Oczami Hermiony*
  Widziałam go. Stał przede mną i jak gdyby to była najmniej istotna informacja opowiadał mi o jakimś przeznaczeniu. Nagle tło się rozmyło i zobaczyłam go w swojej wężowej postaci zabijającego Harry'ego.
Najgorsze z tego wszystkiego, że nic nie mogłam zrobić. Po chwili znowu obraz się zmienił i byłam tam ja z mrocznym znakiem na lewym przedramieniu. Krzyczałam, ale nie słyszałam swojego krzyku. Nagle poczułam zimną ciecz na twarzy i otworzyłam oczy. Zobaczyłam przed sobą zmartwionego Dracona, który najwyraźniej widział tę całą szopkę. Zawstydzona spuściłam wzrok i czułam jak moja twarz przybiera odcień czerwonego barszczu. Chłopak jedynie westchnął, dotknął mojego podbródka, delikatnie go unosząc i tym samym zmuszając do spojrzenia mu w oczy. Wyszeptałam tylko -Przepraszam- a on bardzo mocno mnie przytulił, jaky wiedział, że tego właśnie potrzebowała. Trwaliśmy w tym uścisku do momentu, gdy niespodziewanie wzdrygnęłam się na myśl, że przeżyłam ten horror naprawdę, a nie tylko we śnie. Doceniłam w Draconie to, że nie wypytuje mnie o wszystko, tylko daje się wyciszyć. 
   
  Postanowiłam opowiedzieć młodemu Malfoyowi o tym, co się wydarzyło, ale dopiero rano, bo wygląda na zmęczonego. Wtedy zorientowałam się, że prawdopodobnie jestem w jego sypialni i zrobiło mi się jeszcze bardziej wstyd, że przeze mnie nie mógł się wyspać  po tym,  co dzisiaj oboje przeszliśmy. 
-Powinieneś się położyć, nie wyglądasz najlepiej - powiedziałam, na co odparł - Masz racje. Pójdę już. -
Pstryknięciem palców zgasił pochodnie na ścianach i wstał, kierując się w stronę drzwi. -Draco, nie idź. Zostań tu ze mną.- wyszeptałam wręcz błagalnie, a chłopak tylko uśmiechnął się łobuzersko i wskoczył pod kołdrę obok mnie. Po chwili spaliśmy już w swoich objęciach.

*Oczami Toma*
  Gdy dziewczyna zniknęła, nie wiedziałem co zrobić. Ewidentnie się mnie bała, a to było dość przykre. Przecież nic bym jej nie zrobił. Ona jest mi przeznaczona. Wiem to od tych pieprzonych 50 lat. Gdyby nie ta przepowiednia pewnie już bym nie wrócił do żywych, więc ona musi coś znaczyć. Nie po to tyle lat jej szukałem, by teraz uciekła mi sprzed nosa. Ona musi nią być, bo jak nie, to kto ? Przecież to jej łza mnie wskrzesiła. Ale zaraz, przecież jeśli by mnie kochała to by umarła, a nic takiego się nie stało. Nic już nie rozumiem. Byłem najpotężniejszym czarodzodziejem w dziejach, a teraz czuję się jak facet z mózgiem dziesięciolatka. Przecież do cholery jestem Czarnym Panem. Powinienem chcieć ją zabić, a nie znaleźć i przekonać, że nie musi się mnie bać. Chyba muszę poczytać trochę o tym rytuale, bo coś mi tu nie pasuje. 
  
  Przecież ja nie miałem duszy, to jakim cudem teraz ją mam ? Ten bliznowaty dzieciak ją zniszczył. Dlaczego znowu ją mam ? Nie znam odpowiedzi na to pytanie, ale za to wiem jedno. Odnajdę Hermionę Granger i udowodnie jej, że źle mnie oceniła i będzie moja, a potem stanie u mojego boku na szczycie chwały, bo w końcu jestem Riddle i nie dam sobie w kaszę dmuchać.

sobota, 7 grudnia 2013

Rozdział 5

Pomimo to, że nadal nie ma tych siedmiu komentarzy od Was to jednak dodam rodział jako motywację do komentarzy. Miłego czytania. :D
PS. Mam zamiar wprowadzić w opowiadanie kogoś, kogo raczej się nie spodziewacie. Mam nadzieję, że nie zrazi to Was do dalszego czytania.


* Oczami Draco *
   Wpiłem się w jej usta. Ku mojemu zaskoczeniu, wcale mnie nie odtrąciła, a nawet oddawała pocałunki. Całowałem ją zachłannie jakby to był ostatni pocałunek na ziemi. Chciałem zapamiętać smak jej ust do końca życia. To ciepło, które od niej biło i tą aurę spontaniczności. Chciałem, żeby ta chwila trwała wiecznie, ale nie było mi to dane. W jednej chwili usłyszałem huk, a w drugiej już leżałem na ziemi. Nie pamietam, co było dalej. Widziałem tylko ciemność...

*Oczami Hermiony *
  Całował mnie, byłam pewna. Oddałam sie chwili i odwzajemniałam to, ale nie długo się pocieszyłam, bo po huku, który nastąpił chwilę potem, zostaliśmy rozdzieleni przez naprawdę mocny pęd powietrza. Odepchnęło mnie od miejsca,na którym siedziałami spadłam na podłogę, uderzając głową o stół...
   
   Obudził mnie piękny zapach morskiej bryzy, nie mam pojęcia skąd. Otworzyłam oczy i zobaczyłam widok, zapierajacy dech w piersiach. Plaża z bielutkim piaskiem i przejrzystą, niebieską wodą. Wgapiałam się w ten krajobraz jeszcze długo zanim przypomniałam sobie, że przecież byłam w domu, i to z Draco. Rozejrzałam sie dookoła, ale nie ujrzałam żadnej, żywej duszy. Sprawdziłam czy mam różdżkę i o dziwo była tam, gdzie ją schowałam. Rozglądnęłam się jeszcze raz i w dali zobaczyłam wzgórze, na którym wznosił się majestatycznie spogladający dworek. Teleportowałam się bliżej niego, bo podróż piechotą zajęłaby mi zbyt dużo czasu. Już stałam przed drzwiami, gdy nagle krajobraz się zmienił. Woda zniknęła, a wokół domu zaczęły jakby wyrastać z ziemi nagrobki, zupełnie jak te na cmentarzu, na którym ostatnio byłam. Grozy dodał jeszcze silny podmuch wiatru, który niewiadomo jak przeszył mnie całą i wleciał w drzwi, które następnie otworzyły się. Kolejny podmuch wiatru był o wiele silniejszy od poprzedniego. Bez trudu wepchnął mnie do środka. Zaraz potem zatrzasnęły się drzwi. Próbowałam je otworzyć, ale na nic się zdały moje próby. Użyłam bombardy, alohomory i reducto, ale one ani drgnęły.

   Odwróciłam się zrozpaczona swoją bezradnością i rozejrzałam sie po holu. Był piękny, ale mroczny zarazem. Ciemna, mahoniowa podłoga, długie, czarne przeplatane srebrnymi i zielonymi nićmi gobeliny do ziemi, bordowe ściany i srebrny żyrandol, który wyglądał jak węże związane ogonami uciekające każdy w inną stronę. Nie wiedzieć czemu uspokoiło mnie piękno tego pomieszczenia. Poczułam się na tyle pewnie, że postanowiłam zwiedzić dom.

  Otworzyłam ciężkie, rzeźbione, drewniane drzwi i ujrzałam jakby bajkowe, ale bardzo zniszczone, kręcone schody z jasnego drewna i z granatowym dywanem. Na lewo od schodów znajdowało się pomieszczenie, do którego nie było drzwi. Najpierw udałam sie właśnie tam. Była to prześliczna kuchnia, wykładana biało- błekitnymi kafelkami ze srebrną podlogą. Wszystkie meble były z ciemnego drewna, a zdobienia były srebrne lub szare, a wszysko było utrzymane w nienagannym porządku.

    Postanowiłam usiąść na jednym z krzeseł i czekać, bo usłyszałam kroki na schodach. Serce podeszło mi do gardła ze strachu. Na szczęście nie kazano mi długo czekać, bo w progu pojawił się średniego wzrostu mężczyzna z paskudną twarzą i ochydnym uśmieszkiem. Miał na sobie długą, ciemnozieloną szatę. Dopiero po chwili zorientowałam się kto to jest.
-Peter Petegriew -wysyczałam z odrazą. Mężczyzna tylko spojrzał na mnie z politowaniem. Wtedy poczułam, że nie mogę wsać z tego krzesła. Byłam w pułapce. Bałam się, że ten zdrajca coś mi zrobi, ale on tylko pstryknął palcami, a krzesło, na którym siedziałam uniosło się i poleciało za wychodzącym mężczyzną. Wyleciałam za nim na zewnątrz i zatrzymałam sie dopiero niedaleko posągu zakapturzonej postaci z kosą. Teraz powinnam umierać ze strachu, ale nic takiego nie czułam. Jedynie wstręt i chłód, który mi doskwierał pomimo lata.

  Krzesło zatrzymało się koło jednego z nagrobków, który miałam okazję już widzieć. Dopiero teraz zaczęło mnie zastanawiać, po co zrobiono Voldemortowi grób, skoro jego ciało rozsypało sie na miliony kawałeczków. Z rozmyślań wyrwał mnie okropny smród dochodzący z kociołka, którego wcześniej nie zauważyłam. Po chwili byłam świadkiem własnej pomyłki. Glizdogon otworzył trumnę, a z niej wyjął ciało, ale nie ciało Lorda Voldemorta, lecz ciało na oko dwudziestolatka z pięknymi, brązowymi włosami zawiniętymi do góry w lok. Dopiero wtedy skojarzyłam fakty, że na nagrobku było napisane Tom Riddle, a nie Lord Voldemort. To musiał być Czarny Pan, znim stał się tym wężopodobnym czymś.

   Byłam świadkiem przerażającego obrzędu, ale wcale się nie bałam. Wiedziałam,że próbuje ożywić Lorda,bo czytałam kiedyś o zasdach tego. Nie mam pojęcia, co mną kierowało, gdy zapytałam animaga - Co ja tu właściwie robie ?-
O dziwo, ten raczył mi odpowiedzieć - Pomagasz wrócić życie twojemu przeznaczeniu.-
Nic z tego nie rozumiałam, ale patrzyłam dalej na rytułał odprawiany przez Peregriew. Mówił coś po łacinie, ale przez jego bełkot nie rozumiałam co dokładnie mówi. Wiem tylko, że było tam coś o wiernym słudze i niespełnionym przenaczeniu, przepowiedni.

   Po bardzo długim czasie Glizdogon wrzucił do kotła lewitujace dotychczas ciało. Wtedy podszedł do mnie i powiedział, że mam płakać. Nie zgodziłam się. On tylko mściwie się uśmiechnął i przejechał mi nożem po obojczyku. Uroniłam łzę. Tylko jedną, ale wystarczyła by mógł ją zabrać i wrzucić do całej tej dziwnej mieszaniny.
Nagle mnie olśniło. Przecież równie dobrze mógł mnie tu przywlec od razu,a nie na plażę, ale chodziło o to,bym z własnej woli przyszła. W starej księdze czarnomagicznej czytałam, że kochankowie wsrzeszali siebie łzami w połączeniu z eliksirem,na którego nie było przepisu. Nie rozumiałam jednego, bo skoro on używa moich łez to znaczy, że kocham Voldemorta? Coś mi tam śmierdziało i wcale nie chodzi o dziwną zawartość kociołka.

   Peter nakrył kocioł czarną płachtą, która po chwili zaczęła się unosić, jakby coś spod niej chciało się uwolnić. Kształt, rysujący się na płótnie coraz bardziej przypominał człowieka. Dopiero wtedy zaczęłam się bać. Szczur szybkim ruchem zdjął materiał, a to, co pod nim zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania...

sobota, 23 listopada 2013

Rozdział 4

Witam, witam i o zdrowie pytam : D   Dziś mam do Was wielkie pytanie ! Ot co : Czy wolicie dłuuugie rozdziały raz w tygodniu ( lub dwa w zależności od czasu wolnego autorki ) czy kilka krótszych takich jak rozdział 3 ?  Odpowiedzi zostawiajcie w komentarzach ;3 A i jeszcze jedno !
Nie chciałam tego robić, ale chcę zobaczyć ile Was jest więc proszę każdego czytelnika o pozostawienie po sobie śladu w komentarzu. C;  Nadtępny rozdział ukaże się po minimum 7 komentarzach. Miłego czytania ;*

*Oczami Hermiony *
  Nareszcie wylądowałam w swoim pokoju. Szybko pozbyłam sie kurtki i butów,a następnie rzuciłam się na łóżko. Po krótkim odpoczynku od wrażen z cmentarza uświadomiłam sobie, że samochód moich rodziców został pod Grimmuald Place i chyba wypadałoby go odstawić na miejsce zanim ktoś zobaczy, że mnie nie ma, a samochód nadal stoi lub co gorsza zanim ktoś go ukradnie. Zrezygnowana podniosłam swój szanowny tyłek z łóżka i ubrałam spowrotem buty. Złapałam różdżkę i torebkę i deportowałam się. Zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam, że jestem w samochodzie, bo nigdy mi się nie udało aż tak dokładnie aportować. Ucieszona ze swych dokonań odpaliłam maszyne i ruszyłam londyńskimi ulicami wprost pod mój dom. Dom, z którym wiązało się tak wiele wspomnień i to nie tylko tych dobrych...
    Pamiętam jak dziś moment, w którym dowiedziałam się, że muszę opuścić ten dom i wymazać pamięć tym, których kochałam by dać im częściowe bezpieczeństwo. Zakon pozwolił mi poinformować rodzinę o tym, co ich czeka, a wtedy usłyszałam coś, czego nigdy nie chciałam usłyszeć. -Jesteś adoptowana córciu. Tak bardzo mi przykro, że dowiadujesz się tego, w takich okolicznościach, ale nadal mam wyrzuty sumienia, że nie powiedziałam Ci tego wcześniej. Ale to nic nie zmienia skarbie. Kochamy Cie z ojcem jak własne dziecko. Mam nadzieje, że zrozumiesz. - powiedziała pani Granger, kiedy dowiedziała się o całej sprawie. Wtedy poczułam się niechciana, ale nie przez Granger'ów, a przez osoby, przez które trafiłam do adopcji. Do dziś nie mogę zrozumieć, jak można oddać własne dziecko komuś innemu lub poprostu je zostawić na pastwe losu. W przypływie złości pobiegłam do góry, spakowałam się w tępie natychmiastowym i czekałam, aż moi opiekunowie sie pójda spać. Wtedy bez wahania rzuciłam zaklęcie, którego sutki już nie były dla mnie tak straszne jak kiedyś mi sie wydawało. -Obliviate- powiedziałam i rozejrzałam sie po sypialni, która była pełna naszych wspólnych zdjęć. Powoli rozmazywałam się na nich, a po chwili znikałam. W głebi duszy wiedziałam, że bardzo ich kocham i zrobię wszystko, żeby ich ochronić. Złapałam obie śpiące osoby za ręce i teleportowałam je do domku kupionego przez Zakon Feniksa w południowej Australii. Tu mieli być bezpieczni, ale nigdy się nie spodziewałam, ze siła mojego zaklęcia może być tak wielka, że nie da się go cofnąć. Po wojnie próbowałam odzyskać ludzi, którzy opiekowali sie mną całe życie, ale okazało się, że nic nie wróci im pamięci. Po miesiącach prób odpuściłam. Widziałam, że są szczęśliwi tam gdzie są. Postanowiłam nie włazić w dopiero ułożone życie ze swoimi buciorami. Przynajmniej został mi ten dom pełen wpomnień. Na początku wahałam się czy go nie sprzedać, ale nie miałam serca tego zrobić. Teraz mieszkam tu zupełnie sama, ale jest mi dobrze tak jak jest. Może kiedyś założę rodzinę i zamieszkamy tu razem ? Tego nie wiem, ale mam taką nadzieję.
    Wysiadłam z auta i teleportowałam się wprost do kuchni gdzie od rana czekała na mnie moja zimna już kawa. Zagrzałam ją za pomocą zaklęcia i wypiłam duszkiem. - Dzień pełen wrażen, co ? - usłyszałam zza pleców.Zakręciło mi się w głowie, a potem poczułam tylko pustkę i zapadłam się w nicość.
   
*Oczami Dracona *
Siedziałem w domu moich rodziców na obrzeżach Londynu. Teoretycznie już nie należał do nich, bo matka nie żyje, a ojciec siedzi w Azkabanie. Tęsknie za nią czasami, ale jest to do przeżycia. Wiem, że jest gdzieś blisko i czuwa nade mną. Ojca wcale mi nie szkoda. Sam ją zabił, tak jak Astorię, bo stwierdził,że tylko one nie pozwalają mi w pełni oddać się służbie Czarnemu Panu. Nienawidzę go za to. Sam najchętniej bym go zabił i pewnie nikt poza tymi pieprzonymi, brudnymi od krwi niewinnych ludzi sługusów tchórza, który wyręczał się innymi nie miałby mi tego za złe, ale to w końcu ojciec, a ojców się nie wybiera. Ehh jak ten czas szybko leci. Kiedy tak wspominałem Astorie po raz kolejny dzisiejszego dnia, moje myśli zmieniły dziwnym trafem kurs na Granger. Przypomniała mi się jej twarz, kiedy mówiła do mnie dziś. Czysta złość wypisana na jej twarzy, ale też ledwo widoczny żal i zawiść w oczach. Nagle poczułem chęć naprawienia wszystkiego. Chciałem pogodzic się z nią i już nigdy nie mieć w niej wroga. Wiem, że napewno nie uda mi się od razu ale jestem Malfoy'em, a oni zawsze dostają to, czego chcą.
   Chwilę rozmyślałem patrząc w okno, aż tu dziwnym zbiegiem okoliczności po ulicy jechał samochód, w którym siedziała pewna brązowowłosa Gryfonka. Uśmiechnąłem się pod nosem widząc, że wszystko działa na moją korzyść.Rzuciłem na siebie zaklęcie kameleona i teleportowałem sie na dach jej auta. W końcu zatrzymała się przed dużym, błękitnym, przyjaźnie wyglądajacym domem, ale nie wysiadała. Postanowiłem złożyć jej wizytę bez zapowiedzi i przeniosłem się do jej domu. Rozejrzałem się wokół i stwierdziłem, że jestm w salonie. Był taki przytulny, że chciałoby się tu zostać i nie wychodzić, nie to co w Malfoy Manor. Po chwili usłyszałem od strony drzwi trzask teleportacji, więc otworzyłem drzwi, które prowadziły do pomieszczenia, gdzie znajdowała się dziewczyna. Stała tyłem do mnie i zachłannie coś piła. Gdy odstawiła kubek zdecydowałem ujawnić swoją obecność i powiedziałem coś w stylu - Dzień pełen wrażen, co?- a ona zastygła na chwilę w bezruchu, a potem osunęła się na ziemię. Złapałem ją w ostatniej chwili. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do salonu. Położyłem ją na kanapie. - Aquamenti - szepnąłem, a woda, która wystrzeliła z końca mojej różdżki chlusnęła w jej twarz. Natychmiast się ocknęła. Otworzyła oczy i z otępieniem zapytała - Malfoy?- po raz kolejny tego dnia. Uśmiechnąłem się lekko i kiwnąłem głowa. -Przestraszyłeś mnie, a tak poza tym, co robisz w moim domu?- Zagięła mnie. Nie wiedziałem, co mam powiedzieć, więc stwierdziłem, że przejdę do sedna. -Hermiono, ja chciałbym Cię przeprosić, za to uprzykrzanie Ci życia i te wszystkie wyzwiska. Wiem, że nie jest łatwo coś takiego przebaczyć, ale obiecuję, że będę się starał ze wszystkich sił, aby Ci to zrekompensować.- powiedziałem bez zastanowienia, a zdziwiona do granic możliwości dziewczyna spojrzała na mnie z niedowierzaniem. Po chwili usiadła, dotknęła ręką mojego czoła i zapytała z powątpiewaniem - Czy ty napewno dobrze się czujesz? Gorączki niby nie masz, ale coś napewno jest nie tak. Ktoś Cię zmusił ? Gadaj, kto ? - zaśmiałem się z jej reakcji co jeszcze bardziej ją zmieszało. - Spokojnie, Granger. Nic mi nie jest i nikt mi nie kazał Cię przepraszać. Zrobiłem to, bo nie chcę mieć wroga w postaci najmądrzejszej czarownicy od czasów Roweny Ravenclaw. Proszę, uwierz mi, że to nie jest żart.- Nastała cisza. Sam nie wiedziałem, dlaczego za wszelką cenę próbuję ją przekonać o uczciwości swoich intencji, ale stała się dla mnie teraz czymś w rodzaju wyzwania. Chciałem ją mieć jako przyjaciółkę bez względu na wszystko. Ciszę przerwał jej bardzo głośny wydech, a potem powiedziała: - Nie wiem jak, ale już dawno Ci wybaczyłam Malfoy. Ja też nie chcę mieć w Tobie wroga, ale zachowywałam sie tak myśląc, że nadal widzisz we mnie tylko szlame, a ja jako osoba, która ma swoją godność postanowiłam działac na, tak mi sie wydawało Twoich zasadach. Mam nadzieję, że nasze relacje się trochę ocieplą i już nie będziemy "wrogami z korytarza"- Po tych słowach uśmiechnęła się ślicznie, a jej policzki przybrały delikatnie różową barwę. Nie wiem co mną wtedy kierowało, ale zbliżyłem do niej swoją twarz, popatrzyłem w jej duże, brązowe oczy okolone długimi, czarnymi rzęsami i wpiłem się w jej usta...




sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 3

Witam z kolejnym rozdziałem nananana. Mam nadzieję, że się wam spodoba. W ramach rekompensaty za 'kradzież Smoka' rozdział dedykuję wesley ! :D MIŁEJ LEKTURY ŻYCZĘ :))



*Oczami Draco *
    Siedziałem totalnie znudzony na tym durnym spotkaniu. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Czekałem tylko na zakończenie tej męczarni. Wiem, że sam się zapisałem, ale żeby kazać ludziom tyle czekać? Pogrążony w myślach oczekiwałem jakiejś informacji od Potter'a co do następnego spotkania bym mogł wreszcie stąd pójść gdy nagle ktoś nie za cicho powiedział, a raczej krzyknął-Malfoy!?-
Odwróciłem się w stronę osoby, najwyraźniej zaskoczonej moją obecnościa. Ową osobą okazała sie moja 'ulubiona' Gryfoneczka Granger. Popatrzyłem na nią ze znudzeniem, a ona speszona wzrokiem wszystkich obecnych skupionym na niej podbiegła do Potter'a i wtuliła się w niego. Wyglądali jak szczęśliwa para. To przypomniało mi o niej... Nie wiem jak długo siedziałem i wspominałem Astorię, ale kiedy się ocknąłem, zobaczyłem jak Gryfonka wychodzi z pomieszczenia. Nie wiem co mną wtedy kierowało ale poszedłem za nią. Już ubierała kurtkę, gdy dotknąłem jej ramienia. Odwrociła się i jeszcze bardziej zdziwiona niż wcześniej zapytała jednak odrobinę ciszej : -Draco ?- Wtedy powiedziałem -To nie tak, jak myślisz Granger.- Nie wiedziałem czemu, ale naszła mnie potrzeba wytłumaczenia jej co tu robię, bo najwyraźniej ani łasic, ani dziecko szczęścia jej nie uświadomili. Nagle, niespodziewanie szybko usłyszałem jej głos - A skąd ty możesz wiedzieć co ja myślę ! I lepiej mnie nie dotykaj,bo jeszcze się szlamem zarazisz, Malfoy.- Potem usłyszałem już tylko trzask teleportacji i dziewczyna zniknęła. Zrobiło mi się przykro, jak pomyślałem, że ona nadal pamięta moje wyzwiska i uprzykszanie jej życia. Muszę coś z tym zrobić, bo w końcu jesteśmy po tej samej stronie i nie możemy prowadzić wojny wewnętrznej, bo to tylko nas osłabi. Nagle moje myśli zmieniły kurs na Astorię. Niby była moją żoną, ale wcale jej nie kochałem, a napewno nie tak jak kocha mąż żonę. Ona bardziej była moją przyjaciółką,a kiedy ten szmaciarz zabił ją na moich oczach poczułem jakbym stracił siostrę, której nigdy nie miałem.
  Nienawidzę mojego sentymentalizmu, ale to jedyne co może mnie na pierwszy rzut oka upodobnić do matki, bo do ojca nie chcę być podobny. Wystarczy mi, że wygląd mam po nim. Czasami się zastanawiam, czy nie przemienić się trochę, ale potem przychodzi moment, w którym uświadamiam sobie, że nie wygląd jest najważniejszy i wspominam szkołę, w której właśnie to się dla mnie liczyło.
  Wróciłem do pokoju i zobaczyłem jak Potter podnosi się z krzesła, przykłada różdżkę do gardła mówiąc - Dziękuję Wam wszystkim za przybycie i na wsparcie Gwardii Dumbledor'a swoją osobą. W celu bezpieczeństwa na domu ciąży zaklęcie, które nie pozwoli teleportować się, ani wyjść tym, którzy się nie zapisali bym mógł rzucić zaklęcie, które nie pozwoli mówić wam gdzie znajduje się nasza baza,ani nic istotnego, czego dziś się dowiedzieliście. Następne spotkanie odbędzie się dokładnie za tydzień tutaj o godzinie 17.00 tylko dla zapisanych. Dziękuje jeszcze raz i do widzenia.- Rozległy się oklaski,a kiedy ucichły ciszę zakłócały trzaski teleportacji. Ja też postanowiłem wracać, więc pomyślałem o mojej sypialni i po chwili w niej stałem.



*Oczami Hermiony *
   Gdy ta tlenoina fretka powiedziała, że to nie tak jak myśle zdenerwowałam się. -Skąd ty możesz wiedzieć co ja myślę ! Lepiej mnie nie dotykaj, bo jeszcze sie szlamem zarazisz, Malfoy- wykrzyczałam w złości, a potem teleportowalam się. Nie byłam pewna gdzie jestem, ani dlaczego tu jestem ale przeczuwałam, że tu właśnie powinnam być. Udałam się w stronę podstarzałego domu, który coś mi przypominał, ale nie wiedziałam co. Bałam się jednak wejść na teren tej posesji. Nie wiedzieć czemu za budynkiem znajdował sie cmentarz. Postanowiłam się po nim przejść. Od śmierci rodziców lubiłam cmentarze. Tu zawsze mogłam pomyśleć i mieć spokój od wszytkich.
   Gdy się aportowałam, myślałam o domu, ale jakaś dziwna siła przyciągneła mnie własnie na ten dziwny cmentarz. Wszystkie groby były tu identyczne : duże, czarne, marmurowe płyty z nazwiskami zmarłych. To samo w sobie nie było dziwne, ale fakt, ze wszystkie groby są pokryte kurzem i na żadnym nie pali sie znicz przyprawił mnie o ciarki. Przechodziłam między nagrobkami zastanawiając się jak taki duży cmentarz może być opuszczony. Najdziwniejsze było to, że nigdzie nie było żadnego krzyża. Ta informacja dała mi wiele do myślenia, ale w końcu zdałam sobie sprawę, że to może nie jest chrześcijański cmentarz. Im bliżej tajemniczego domu tym nagrobki wydawały sie świeższe. Niedaleko domu, koło posągu zakapturzonej postaci z kosą, która pewnie miała symbolizować śmierć zauważyłam płytę nagrobną, która miała jako jedyna złoty napis, który brzmiał :
Tu spoczywa ten, który sieje posrach wśród wszystkich.
Ten, który nie bał się śmierci.
Ten, który powróci, by dokończyć, co zaczął...
Tom Malvoro Riddle
Czy ja własnie znalazłam grób Lorda Voldemorta ? Muszę stąd natychmiast uciekać, ale czuje, że jeszcze tu wrócę...




piątek, 15 listopada 2013

Rozdział 2

To chyba mój pierwszy blog, na którym mam komentarze od początku pisania.To dopieo początek i mam nadzieję, że z każdym rozdzialem będzie ich przybywało. A teraz chcialabym ogłosić, że nie wszystkie wątki będą zgodne z treścią książki i proszę o wyrozumiałość co do niektórych moich dziwnych pomysłów, które mogą się wam wydać nienormalne ;) Nie przedłużam już i zapraszam do czytania tzw. treści właściwej.
PS wybaczcie mi moje błędy w tym rozdziale,bo w całości jest pisany na tablecie co wcale nie ułatwia pisania :<

*Oczami Hermiony *
  Gdy tylko przypomniałam sobie o rzeczywistości zauważyłam drugie nazwisko niepasujące zupełnie do klimatu pogromców śmierciożerców, a mianowicie Blaise Zabini.Dwaj ślizgoni zupełnie zbili mnie z tropu. Co oni tu do cholery robią? Jak oni to sobie wyobrażają? Co prawda w pomieszczeniu było kilku ślizgonów, ale żaden z nich nie miał na przedramieniu mrocznego znaku! To wydało mi się podejrzane ale postanowiłam nie powiedzieć o tym Harry'emu i mieć te dwa węże na oku. Zdenerwował mnie fakt, że tak poprostu pozwolił im zapisać się do Gwardii bez cienia podejrzeń, że są szpiegami. Blaise może i nie ma mrocznego znaku, ale kumpluje sie z Malfoyem i nie wiadomo co siedzi w jego głowie. Teraz żałuje, ze odrzuciłam pomysł Rona co do wieczystej przysiegi, bo przydałaby się w tych dwóch przypadkach.
   Zaraz po rozmowie z Harrym usiadłam na najbliższym wolnym krześle i rozmyślałam o tym, co tu do diaska robi młody Malfoy. Nawet jeśli nie jest szpiegiem (czego nie wykluczam) to z jakiego powodu postanowił sprzeciwić się ojcu? To za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Mam ochotę usiąść w ciepłych kapciach na parapecie w moim pokoju i poczytać jeszcze raz Historie Hogwartu, bo pomimo to, że czytałam ją z 1000 razy to nigdy mi się nie znudziła i zawsze pomaga mi się skupić w trudnych momentach. Postanowiłam tak zrobić. Pożegnałam się z Harrym i ruszyłam w stronę wyjścia. Już ubierałam kurtkę, gdy ktoś dotknął mojego ramienia...
Odwróciłam się i zobaczyłam najmniej oczekiwaną przeze mnie osobę. -Draco?- zapytałam nie dowierzając. -To nie tak jak myślisz Granger...-

Rozdział 1

Oto przed państwem 1 ROZDZIAŁ ! Początek historii dedykuję Mystery, która dodała pierwszy komentarz na blogu. Zapraszam do czytania ! :D

*Oczami Harry'ego *
    Zaraz rozpocznie się zebranie Gwardii. Bardzo się stresuję, bo nie do końca wiem co mam powiedzieć. Na szczęście mam Hermionę. Ona zawsze wie, co powiedzieć. Uwielbiam ją za to opanowanie w każdej sytuacji i łatwość wysłowienia się.
Na początku mam tylko ich przywitać o poprosić o złożenie deklaracji przystąpienia do Gwardii.
Ron wymyślił, żebyśmy wymusili na wszystkich wieczystą przysięgę, ale Hermiona od razu wybiła mu ten pomysł z głowy, bo to bardzo niebezpieczna, czarna magia.
   Boję się, że nikt nie przyjdzie, albo coś się zepsuje i nikt nie będzie chciał się zapisać. Chyba ostatnio tak się stresowałem przed spotkaniem z Voldemortem w Zakazanym Lesie. Z jednej strony już nie mogę się doczekać, a z drugiej chciałbym to odłożyć na kiedy indziej i lepiej się przygotować. No dobra Harry, zbierz się do kupy. To przecież tylko zebranie organizacji mającej zniszczyć śmierciożerców, czym tu się przejmować? Kogo ja oszukuję ?


*Oczami Hermiony *
   Przyjechałam na Grimmuald Place 12 mugolskim samochodem, który kiedyś należał do rodziców. Weszłam do środka i zobaczyłam całą kuchnie zapełnioną ludźmi. W tłumie zobaczyłam Rona, Georg'a, panią Weasley, Ginny i pana Weasley'a. Harry'ego nie mogłam dojrzeć, ale prawdopodobnie siedział przy stole, wokół którego stało kilkanaście osób z piórami w rękach. Ucieszyłam się na ten widok, ale gdy tylko odwróciłam głowę, mina mi zrzedła. W kącie zobaczyłam osobę, której nigdy bym się nigdy nie spodziewała zobaczyć w miejscu zabrania organizacji działającej przeciw zwolennikom Czarnego Pana. Jego platynowe włosy rzucały się w oczy od wejścia do pokoju. - Malfoy ?- rzuciłam pytanie trochę za głośno, bo wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę. Speszona podbiegłam do stolika, przy którym myślałam, że siedzi Harry i okazało się, że się nie myliłam. Gdy tylko mnie zobaczył, wstał i przytulił się jak to mieliśmy w zwyczaju i szepnął - Dobrze, że jesteś, bo już się gubię w tym wszystkim.-  Rzuciłam okiem na listę, a na liście jak byk widniał podpis  Draco Malfoy . Na resztę nazwisk nie zwróciłam uwagi. Zbyt mocno się zdziwiłam.

poniedziałek, 11 listopada 2013

Prolog

  A więc wszystko przepadło...

  Wojna się skończyła. Świat powinien wrócić do normy. Ludzie powinni świętować, a jednak tego nie robią. Oni chowają zmarłych. Płaczą nad rannymi. Regenerują siły po miesiącach walk, ale nikt się nie cieszy...

Śmierciożercy obiecali, że nie poddadzą się tak łatwo. Nie ważne, że ich władca zginął. Poprzysięgli sobie zapanować nad światem. Dlatego czarodzieje nie świętują. Wielu potężnych magów poległo w bitwie o Hogwart. Chcą uczcić ich pamięć.
 
 Powołano nowego ministra magii, a starą obsadę umieszczono w Azkabanie, którego strażnikami byli teraz nie tylko dementorzy, ale inne równie przerażające stworzenia, które swoim wzrokiem i głosem torturowały, a ich dotyk zostawiał trwałe blizny nie tylko fizyczne. Margorzyliszki to połącznie mandragor z jadem bazyliszka, które przez jego działanie zmieniły wygląd do upiornie wyglądających zgniło-pomarańczowych  stworzeń z nieregularnymi wybrzuszeniami w siwych, długich płaszczach z krwawymi plamami.

  Po wojnie pozostali jednak czarodzieje, którzy chcą walczyć. Niejaki siedemnastoletni, bliznowaty chłopiec i jego wierni sprzymierzeńcy wprowadzają w życie nową organizację nazywającą się na cześć poległego dyrektora Hogwartu Gwardią Dumbledor'a, która kiedyś pomimo jej krótkiej działalności przyczyniła się do udaremnienia planów Czarnego Pana. Na jej czele stanął zbawca świata magicznego - Harry Potter oraz jego dwójka najlepszych przyjaciół - Ronald Wesley i Hermiona Granger. Jak potoczą się losy GD i czy uda im się pokonać armię utworzoną przez samego Toma Malvoro Riddla - najpotężniejszego czarnoksiężnika od czasów Grindewalda ?

środa, 23 października 2013

Bohaterowie

Więc zapraszam do przedstawienia bohaterów opowiadania. Oczywiście, pojawią się postaci drugoplanowe.  Mam nadzieje, że zachęcę was do czytania prologu. Oczywiście oświadczam, że blog będzie moją kontynuacją powieści J.K Rowling pt. "Harry Potter" ale treść może ulec zmianie na potrzeby dalszej fabuły.
Hermiona Granger


Ginnevra Wesley

Harry Potter

Draco Malfoy


Ronald Weasley



Blaise Zabini

Mam nadzieję, że się podobało ;) Proszę, zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. ;D