środa, 22 stycznia 2014

Rozdział 10






Witajcie ! Przepraszam Was bardzo za to że tak długo nie było rozdziału. Strasznie mi głupio, bo to wszystko przez sprawdziany przed feriami, a potem ferie, w ktore w sumie tylko 2 dni spędziłam w domu, bo byłam w górach i nie miałam czasu nic naskrobać, bo albo mnie nie było hotelu, albo byłam zbyt zmęczona, żeby cokolwiek pisać. Jeszcze raz przepraszam za nieobecnoś. Postaram się to naprawić, a teraz zapraszam do czytania :)

*Oczami Hermiony* 
    Jak drzewo z nagła powalone, które na płytko wrosło w ziemię,
     Któremu wyrwał wiatr korzenie...
     I jeszcze żyje cząstką czasu...
    Ale już traci swe zielenie...
    Już nie szumi w chórze lasu?
Po tych słowach głos mi się załamał. Pani Weasley bardzo prosiła bym powiedziała coś nad jego grobem. Coś co będzie go oddawało w całości i co wszyscy zapamiętają. Nie mogąc opanować łez spuściłam głowę i zeszłam z mównicy, która była ustawiona przed domem Weasleyów, a obok której stała jeszcze otwarta trumna z ciałem, aby wszyscy mogli się pożegnać z nim.
Po raz ostatni złapałam za zimną ręke Rona. Patrzyłam na jego twarz w myślach przepraszając, że za mnie zginął. Teraz rozumiem, co musiał czuć Harry.
  Już miałam zabrać ręce z dłoni martwego, gdy jedna z łez skapnęła na nią. Wtedy zdarzyło się coś wstrząsającego. Ciało Rona uniosło się nad trumnę, a potem opadło na ziemię. Chłopakiem zaczęły targać mocne drgawki, ale po chwili ustały. Przez moment wydawało mi się, że poruszył powiekami. Widać, nie tylko ja to zauważyłam, bo goście okrążyli sarkofag, z którego 'wydostał się' rudzielec.
Nagle stało się coś, czego nikt nigdy w życiu nie zapomni. Mój przyjaciel podniósł się do pozycji siedzącej i roztarł piąstkami oczy, jakby właśnie obudził się z długiego snu. Rozejrzał się dookoła zdziwiony i zapytał - Czemu pozwoliliście mi spać na ziemi i co tu się w ogóle dzieje?- wychrypiał. Spojrzałam w stronę pani Weasley, która w wyniku wielkiego szoku stała z otwartą szeroko buzią opierając się o Georga. 

  Ron dowiedział się wszystkiego. Słuchał uważnie co mówiłam, a gdy skończyłam z jego ust padły słowa - Wszystko fajnie, ale kim u diaska jest ten Volde coś tam?-  zapytał ze zdziwioną miną.
Nagle uderzyła we mnie myśl, że może ma amnezje więc zapytałam - Ron, a wiesz w ogóle kim ja jestem ?-
- Ministrem Magii? - spytał się z przerażoną miną. - Nie, to ja. Hermiona Granger, twoja przyjaciółka.- powiedziałam powoli, aby wszystko usłyszał. W momencie gdy Harry wypytywał Rona, co pamięta uświadomiłam sobie, że być może ukąsił go wąż z gatunku amenteryzów. Czytałam kiedyś, że ich jad usypia ofiarę do tego stopnia, że wygląda jak martwa, a potem wysysa krew i zostawia. Jeśli człowiek przeżyje taką utratę krwi to budzi się z pewnymi zaburzeniami tak jak w tym przypadku amnezją. Boję się, że jest ona nieodwracalna.

  Kilka godzin od mniemanego pogrzebu Ron z rodzicami został przeniesiony do Św. Munga na uzupełnienie krwi i próbę odzyskania pamięci. Ma tam zostać kilka tygodni więc przegapi początek ostatniego roku szkolnego, ale z tego co słyszałam, to nie miał zamiaru wracać już do szkoły, tak jak Harry. Ciekawe, czy Riddle pozwoli mi wrócić do szkoły. Boję się, że nie. Na samą myśl o nim wszystkie moje mięśnie są jak sparaliżowane i odmawiają posłuszeństwa. Jestem przerażona na myśl, że mam się do niego przyłączyć.

  Przez rzekomą śmierć Rona nie miałam ani siły, ani ochoty na rozważanie słów przepowiedni, ale zdaje mi się, że ma ona jakieś drugie znaczenie.
Hmmm.. Ten, który śmierci się nie boi... to chyba jasne, choć potencjalnie problematyczne, bo tu może chodzić nie o Voldemorta, a osobę z zewnątrz kręgu zainteresowanych.
Powróci zza grobu... to ma duży związek z pierwszym zdaniem, ale może autor nie miał na myśli fizycznego zmartwychwstania, tylko otworzenie się, wyjście z ukrycia.
Łza krystalicznie czysta...Uroniona z oka niewinnej... tu nie może chodzić o mnie. Przecież jestem tylko człowiekiem i nie mogę mieć krystalicznie czystych łez, bo to niezgodne z naturą, ale coś mi mówi, że jednak są niezwykłe skoro powróciły do życia 'człowieka' bez duszy i 'prawie zmarłego.'
Oh, mam dość tego rozważania na temat, który nawet po wyjaśnieniu nie da mi pola manewru, do odkręcenia tej chorej sytuacji. Ej, ale zaraz. Przecież Ron teoretycznie też powrócił z grobu, bo już w nim leżał. I na niego też skapnęła moja łza. Może to o to chodzi ! Może to jest jakaś grupowa przepowiednia, albo coś w tym stylu.

  Leżałam w łóżku cały kolejny dzień. Bałam się iść do niego. Całą noc myślałam nad przepowiednią i wysnułam wniosek, że ta sytuacja z wróżby mogła się jeszcze nie wydarzyć, albo tylko część jej się sprawdziła lub dokonała.

 Co z typ wymyślał tą chorą przepowiastkę ? Może jak nie będę w nią wierzyć, to się nie stanie ? Genialne ! Jeśli Czarny Pan nie znałby przepowiedni, to nie próbowałby jej dokonać. A co jeśli to tylko 'mistyczne moce' profesor Trelawney ? Przecież każdy wie, że to zwykła oszustka. Spróbuję udawać, że nie znam tej durnej 'przyszłości' i żyć normalnie. Kiedyś musi mu się znudzić, a mnie nie zabije, bo za bardzo uwierzył w słowa Sybilli, by nie dążyć do ich spełnienia. To jedyne co przychodzi mi do głowy i może się udać.

*Oczami Draco*
  To był najdziwniejszy 'pogrzeb' w jakim miałem okazję uczestniczyć. Zastanawia mnie, jak psychika Molly Weasley znosi to wszystko. Najpierw Fred, teraz rzekomo Ron. Lupin i Tonks też przecież nie byli jej obojętni. Teraz z całego serca współczuję tej kobiecie. Dziwi mnie fakt, że pomimo iż przez prawie całą szkołę dokuczałem jej dzieciakom, a mój ojciec wcale nie ułatwiał im życia to ona zaprosiła mnie na pożegnanie ukochanego dziecka. Ja nie potrafiłbym tak łatwo wybaczyć, zwłaszcza, że jej nie przeprosiłem. Wiem, że powinienem, ale nie mogę się do tego zebrać. Muszę jeszcze dowiedzieć się co Snape tu robił. Przecież wszyscy myślą, że nie żyje, a poza tym nienawidził rudego na tyle, żeby spokojnie życzyć mu śmierci, a nie ją czcić...
 
 *Oczami Toma*
  Nie przyszła. Miała się tu stawić, ale się nie pojawiła. Czyżby zmieniła zdanie ? Chyba pora na małą wizytę.

  Wstałem z fotela, odłożyłem Ognistą i wysłałem zaklęcie szukające. Po chwili przyszła wiadomość, że poszukiwany obiekt znajduje sie poza granicami Londynu w Little Whinging. Za chwilę już stałem obok. Podszedłem do niej cicho i szukałem wzrokiem czegoś, w co tak uporczywie się wpatrywała nie zauważając mojej obecności, ale nie dojrzałem nic szczególnego. Siedziała na chuśtawce na jakimś opuszczonym, mugolskim placu zabaw, a nieobecny wzrok miała utkwiony na malującym się przed nią zachodzie słońca. Nagle wszelkie moje mordercze chęci jakby wygasły, gdy patrzyłem na tą bezbronną, młodą dziewczynę. Stałem tylko obok i obserwowałem ją. Fascynowała mnie, chociaż nic nie robiła. Taka młoda...taka piękna...taka delikatna.

  Ostatni promień znikającego za horyzontem słońca rozświetlił jej twarz i wtedy zauważyłem jej ciągle płynące po policzkach łzy. Jakieś nieznane uczucie zaczęło kuć moje wnętrzności, co było prawie jak ból fizyczny. Naszły mnie wtedy refleksje. Za co zginęło tylu niewinnych ludzi ? Za nieśmiertelność innych. - tak zawsze sobie wmawiałem, ale teraz wiem, że nie miałem racji. Po co mi teraz śmierciożercy, skoro nie mogę nawet zabić mugola, bo każdy w moich oczach przypomina ją. Co się stało z tym cholernym sadystą, który pragnął władzy ? Przecież nie mógł tak sobie zniknąć, bo ludzie się nie zmieniają, a już na pewno nie takie potwory jak ja.

  Może ja nigdy nie miałem duszy ? Może przez to, że nigdy nie zaznałem miłości, byłem spragniony krwi tych, którzy jej doświadczyli. Po odrodzeniu czuję się zupełnie inaczej. Nigdy się tak nie czułem. Taki lekki, a zarazem taki przytłoczony. Zaraz, co ja gadam ? Przecież miłości nie ma i nie będzie ! Nigdy nie było. To tylkp chory wymysł psychicznie upośledzonych ludzi mających świra na czyimś punkcie. A nawet gdyby była, to ja nie będe kochał, bo nikt nie kochał mnie.

  Gdy ocknąłem się ze świata myśli i snów zobaczyłem, że stoi przede mną. Jej przenikliwie brązowe oczy prześwietlały moje, jakby były książką.  Ja patrzyłem w jej, gdy nagle runąłem na ziemię, różdżka mi wypadła, a potem zrobiło się bardzo ciemno...

*Oczami Hermiony*
   Wpadłam na pomysł, który mógłby ukrucić powrót Czarnego Pana. Plan był kiepski, ale aurorzy obiecywali, że będą tuż obok. Poinformowałam ich tylko o możliwości złapania kogoś bardzo niebezpiecznego, ale nie powiedziałam  kogo, bo nie chciałam być osaczona. 
 
 Wiedziałam, że będzie mnie szukał, dlatego udałam się z daleka od Londynu, żeby nie miał podejrzeń, że na niego czekałam. Jego umysł już nie pracuje jak umysł jednego z najpotężniejszych czarnoksiężników na świecie, ale wolałam chuchać na zimne.

  Z początku siedziałam koło dawnego domu Dursley'ów, ale potem przeniosłam się na polecony przez Harrego plac zabaw, daleko od budynków mieszkalnych. Ze strachu, że mi się nie uda rozpłakałam się jak dziecko. Jeden z moich 'ochroniarzy' Jerremy powiedział, że mam nie wysuszać łez, bo to zawsze działa jakargument łagodzący, a zwłaszcza u pięknych kobiet. Wątpiłam, że w tym wypadku zadziała, ale to zawsze jest jakieś wyjście. Musiałam szybko znów się rozpłakać, by zniwelować rumieńce, które wykwitły na moich policzkach po tych słowach, a potem dla uspokojenia skołatanych nerwów próbowałam się zrelaksować obserwując jeden z najpiękniejszych zachodów słońca, jakie w życiu widziałam.

  Po dosłownie kilku minutach usłyszałam bardzo cichy trzask aportacyjny. Z sekundy na sekunde czułam zmniejszającą się odległość do ucieczki, ale musiałam zachować spokój. Udawałam, że nie wiem o jego obecności gdy stał obok chuśtawki, na której siedziałam od dobrych paru chwil. Zamyślił się na tyle, że nie zauważył, że stoje na przeciwko niego i patrze mu w oczy. Moim darem, jest wyczytywanie ludzkich emocji z oczu więc jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam bezgraniczne cierpienie. Zrobiło mi się głupio, że przeze mnie ktoś cierpiący trafi do więzienia, albo gorzej, ale przypomniałam sobie kim jest, a raczej kim był ten potwór. Dla pewności stałam tam jeszcze chwile, a potem odsunęłam się gdy sparaliżowane ciało mojego oprawcy padało na ziemię. Na ten widok poczułam się, jakby ktoś wydarł mi serce i po chwili sama zemdlałam.

  Szłam długim, ciemnym korytarzem gdzie było mnóstwo drzwi, ale wszystkie zamknięte. Jedynie w oddali jedne były uchylone. Biegłam tam, ale drzwi zamiast przybliżać, oddalały się. Zakręciło mi się w głowie, ale biegłam dalej. Upadałam, ale szybko podnosiłam się i dalej próbowałam dostać się do otwartego pomieszczenia, ale podłoga przede mną zniknęła, a ja runęłam w ciemność. Myślałam, że zaraz uderzę o posadzkę, ale jakaś wielka, silna dłoń złapała mnie w pasie i pociągnęła do góry, do światła. 

 Wtedy otworzyłam oczy, które natychmiast zostały porażone przeraźliwie jasnym światłem. Rozejrzałam się dookoła i wiedziałam na pewno dwie rzeczy :
1. To był tylko sen.
2.Jestem w szpitalu...


****************************************************************************************************************
Tłustym drukiem napisany jest fragment wiersza Wisławy Szymborskiej "Gawęda o Ziemi Ojczystej"

sobota, 4 stycznia 2014

Rozdział 9

  Witam Was kochani ! Ponieważ nie zdążyłam ze świątecznymi życzeniami to pragnę Wam życzyć Magicznego Nowego Roku ! Niech będzie on pełen sukcesów i samych Wybitnych ocen ;3
   Proszę, zostawcie po sobie jakiś ślad, bo chciałabym wiedzieć ile osób to czyta ;)) Weryfikacja obrazkowa jest wyłączona, dlatego śmiało zapraszam do komentowania ( również anonimowo ) Zostawcie po sobie kropkę, kreskę, cokolwiek, żebym wiedziała, że faktycznie kilka osób czyta to opowiadanie :)))
A teraz zapraszam do przeczytania moich wypocin. ;>
* Oczami Hermiony *
     Nie obchodziło mnie gdzie jestem. Widziałam, że Ron jest ranny i muszę mu pomóc. Odchyliłam ostrożnie jego głowę do tyłu i próbowałam zatamować krwawienie. Chłopak był nie przytomny, a krew uporczywie dalej sączyła się przez chusteczkę. Wtedy usłyszałam ten paraliżujący moje wszystkie mięśnie, lekko syczący głos. - Hermiona. Cóż za spotkanie. Dawno się nie widzieliśmy. - sarknął uwodzicielskim głosem, a zaraz potem już stał przy mnie kładąc swoją dłoń na moim ramieniu. - Ładnie to tak się przede mną ukrywać ? Powinnaś ponieśc karę, ale z racji tego, że uczę się panować dla ciebie nad emocjami wyjątkowo tego unikniesz. - rzekł, jakby sam do siebie, a po chwili już stałam na nogach patrząc mu w twarz. Zrobiło mi się słabo i wszelkie kolory opuściły moją twarz, gdy dotarło do mnie, co właśnie powiedział Voldemort. Nagle mój umysł się obudził i przypomniałam sobie o Ronie.
- Proszę, nie rób mu krzywdy. To mój przyjaciel. Błagam - wyszeptałam płaczliwym głosem, a ten tylko się uśmiechnął irytująco mówiąc - Nic już się nie da zrobić moja droga. Jad już się rozlał po całym ciele. Teraz on umiera. Może nie dostałaś kary cielesnej, ale nie myśl, że cię nie dotyczy Gdybyś od razu wróciła, to mogłabyś tego uniknąć. - zakończył pobłażliwym głosem.
  Upadłam na kolana i zakryłam oczy rękami, ale łzy nie płynęły. Jakbym wcale nie chciała płakać.
Poczułam szarpnięcie na ramieniu i znowu byłam w pozycji stojącej. - Nigdy. Więcej. Tego. Nie rób. - wysyczał do mojego ucha. Przeraziłam się jego bliskością, ale zaraz odsunął się jakby czytał mi w myślach.
- Uspokój się. Nie jestem jakimś zboczeńcem Hermiono. Ty jesteś jedyną osobą, która może spełnić przepowiednie. Jeśli się ona nie spełni to oboje zginiemy. To jedyne wyjście.-
  Momentalnie cały strach zniknął, a ciekawość zajęła jego miejsce. - Chcę dowodu. Dowodu, że to co mówisz jest prawdą. Chcę zobaczyć przepowiednie.- odrzekłam tajemniczym głosem czarownicy z piekła rodem. Czarny Pan tylko uśmiechnął się szarmancko i podał mi szklaną kulkę wiekości mugolskiej piłki tenisowej, wewnątrz której kłębił się biały dym, a w głowie usłyszałam następujące słowa :
A ten, który śmierci się nie boi
Powróci zza grobu.
Łza krystalicznie czysta
Uroniona z oka niewinnej,
Która jedynie  rewłasną wolą
Próg cmentarza przekroczyła
Stanie się dziełem wskrzeszenia.
Mugolaczka powróci go do życia
I od tej pory staną się jednym,
A Czarny Pan zyska moc, ktorej nie znał.
Stałam osłupiała, gdy nagle mój umysł podświadomie znalazł 'haczyk'.
- Ale przecież sam mówiłeś, że jestem czystej krwi, a tu jest mowa o mugolaczce.- powiedziałam przesłodzonym głosem. - Masz rację. - odezwał się. - Ale przecież całe życie uważałaś się za szlamę i taką cię wszyscy znali.- rzekł z wyczuwalnym triumfem. - Skoro tyle o mnie wiesz, to może przynajmniej wyjawisz mi moje prawdziwe nazwisko- prychnęłam wkurzona. - Lestrange. Nazywasz się Lestrange. Jesteś córką zmarłej siostry Rudolfa Lestranga. Ojciec jest nieznany.
Z początku wszyscy byli przekonania, że jesteś przypisana młodemu Malfoyowi, lecz zaginęłaś. Podobno nawet jest taka przepowiednia,ale gdyby miała on jakieś znaczenie to czy stałbym tu?- zapytał retorycznie z tym durnym uśmieszkiem na przystojnej twarzy. - A skoro już normalnie rozmawiamy, to mam propozycje nie do odrzucenia.- zaczął. - Przyłącz się do mnie, a razem zapanujemy nad światem i wszyscy oddadzą nam chołd. Zgódź się, a razem wrócimy mu życie.- wskazał na martwego już Rona.- Obiecuję, że twoi przyjaciele będą bezpieczni. Harry Potter nie jest już zagrożeniem więc i jemu dam wolne życie, ale pod tym jednym warunkiem. Zostaniesz u mojego boku. Daję ci dwa dni na przemyślenie. Przez ten czas pochowajcie go i zapewnijcie jego ciału wieczną postać. Teraz oddal się spowrotem, do swojego domu i wróć tu jutro rano, bo mam ci jeszcze coś do powiedzenia. Miłych snów, Hermiono.- powiedział i zniknął.
 
  Podbiegłam do nieżywego już przyjaciela, złapałam go za ręce i przeniosłam nas pod furtkę mojego domu. Przeniosłam jego ciało pod obszar zabezpieczeń i zaczęłam głośno szlochać wołając o pomoc. Bezsilnie klęczałam nad jego ciałem modląc sie w duchu, żeby to wszystko okazało się snem. Za chwile z domu wybiegł Harry. Podbiegł do mnie szybko krzycząc - Kto to jest ? Hermiona kto to jest ?!-  Nie dał mi odpowiedzieć, tylko sam odepchnął mnie od ofiary. Patrzył się pusto w martwą twarz przyjaciela, by zaraz potem  zakryć twarz dłońmi. Słyszałam jak przełykał łzy. Było mi słabo przez wszytkie wydarzenia z dzisiejszego dnia, więc wpółprzytomnie zdjęłam zaklęcia ochraniające dom, złapałam Pottera, który ściskał w rękach ręke Rona za ramię i po chwili byliśmy w Norze.
* Oczami Draco*
  Na wezwanie nie musiałem długo czekać. Tydzień po moim spotkaniu z Hermioną Mroczny Znak zapiekł i już wiedziałem, że wszystko co mówiła było prawdą. Dotknąłem znamienia różdżką i znalazłem się w dobrze mi znanym pokoju w Malfoy Manor. Nienawidziłem tego miejsca. Wręcz się nim brzydziłem. Tylu niewinnych ludzi tu zginęło, że nie idzie tego zliczyć.
  Zobaczyłem, że przy długim stole siedzi garstka osób rozsypanych w dalekich od siebie odległościach z zatrwożonymi wyrazami twarzy. Na miejscu Lorda siedział młody mężczyzna. Miał ciemnobrązowe włosy i bardzo bladą cere. Pewnie gdybym był dziewczyną, to powiedziałbym, że jest przystojny, ale będąc hetero chyba nie wypada. Zajałem swoje miejsce i czekałem na rozwój wydarzeń. Przybyło może 30 osób, gdy Czarny Pan powstał mówiąc - Witam moi wierni śmierciożercy. Pewnie ten wizerunek jest dla was nowością, ale to ciało to jedyne, co po mnie pozostało i pozwoliło mi być tu dziś. Muszę wam oznajmić, że córka Venis Lestrange została odnaleziona- powiedział, dumnie wypinając pierś. Przez salę przeszedł szum wywołany szeptami, który po ostrym spojrzeniu Voldemorta natychamiast ucichł. - Chcę, byście się również dowiedzieli, że Lucjusz Malfoy umarł wczoraj w Azkabanie. Ponieważ Narcyza również poniosła śmierć to Draco zajmie jego miejsce w wewnętrznym kręgu. Pragnę również oznajmić, że zrozumiałem iż nie należy tępić szlam, bo za dwa pokolenia mogą stworzyć nowy ród czystokrwistych czarodziei. Od dziś, naszym zadaniem będzie podbój świata mugoli, by nie zagrażali malejącej populacji ludzi bardziej wartościowych, takich jak my. - zakończył swój monolog. W pomieszczeniu rozległy się oklaski. Zrobiło mi się słabo. Przepraszam, że co ? Ja mam przejąć obowiązki mojego ojca? On chyba sobie żartuje. Nigdy w życiu nie będe jak mój ojciec. Mój wewnętrzny wybuch złości przerwały słowa - Chciałbym wam jeszcze przedstawić pewnego gościa.- rzekł Lord, a do sali zza jego pleców weszła osoba ubrana w pełny strój śmierciożercy. - Delaro*-  mruknął Lord i spod ciężkiego materiału wyłoniła się osoba z długimi do ramion, czarnymi, mocno przetłuszonymi włosami, które zakrywały jego twarz. Po chwili owa osoba odgarnęła pasma z twarzy i zobaczyłem bladą, wychudłą buzię przypominającą niedożywionego nastolatka.
-Severusie, zajmij swoje miejsce.- rozkazał Czarny Pan. Snape ? Przecież nie żył. Potter i jego rudy kumpel sami mówili. Jak on się tu znalazł? Jedyna myśl jaka mi przychodziła to, że jest Inferiusem, ale nie wygladał tak. Przez służbę złu widziałem już nie jednego żywego trupa i wiem, że oni nie mieli źrenic,a jego są aż nadto widoczne. Voldemort, jakby czytając w moich myślach zaczął opowieść - Jak pewnie wielu z was wie, Zakon Feniksa już nie istnieje, ale jego byli członkowie nadal się panoszą. Z jednej strony bardzo mnie to złości, a z drugiej to całkiem dobrze, bo inaczej Severus nie siedziałby tu z nami. Uleczyli go krwią Nagini. Przeżył czasy bezwojenne w ukryciu więc stąd nie mieliście pojecia, że żyje. Od dnia dzisiejszego macie go szanować prawie tak bardzo jak mnie. Będzie ważył eliksiry, więc będzie to na waszą korzyść bo jak mu podpadniecie, to nie możecie być pewni czego się spodziewać - zachichitoł złowrogo.
   Zebranie skończyło się po dwóch godzinach. Czasami, jak słuchałem co on do nas mowił, to miałem wrażenie, że uciekł ze św.Munga z oddziału psychicznie chorych. Prawie w niczym nie przypominał tego żądnego krwi szlam sadysty. Nawet jednego Crucio nie użył. Glizdogon przestał być jego podnóżkiem i mianował go klucznikiem i strażnikiem lochów. Nie uniósł się nawet gdy zapytano o córke Lestrange. Spokojnym tonem wyjaśnił, że dowiemy się wkrótce kim owa panna z przepowiedni jest. Czekam na to z niecierpliwością, bo wiem, że jest przepowiednia, która mówi, że będzie moja. Z tego, co zrozumiałem może być ciężko, bo Lord mówił coś o nowej przepowiedni gdzie było coś o tym, że Czarny Pan zyska moc której nie miał czy coś takiego, ale nie słuchałem dokońca.
~Dwa tygodnie później ~
  Ostatnio ciągle myśle o Granger. Wyobrażam sobie co ona teraz robi, czy płacze, czy się śmieje. Cały czas odkąd zniknęła śni mi sie ta scena pocałunku. To chyba nieco dziwne, prawda ?
   Wczoraj wieczorem siedziałem w swoim pokoju w rezydencji w Londynie, gdy przez uchylone okno wleciała sowa. Wypuściła z dzioba list w czarnej kopercie.
  Otworzyłem go i wyjąłem pergamin, na którym było napisane :
Uprzejmie prosimy Sz.P. Dracona Lucjusza Malfoya o wzięcie udziału w ceremonii pogrzebowej Św. Pamięci Ronalda Weasleya zmarłego 29.07.2000r. 
Uroczystość odbędzie się 31.07.2000r. o godzinie 11.00. Wszyscy goście są proszeni do przybycia pod dom zmarłego skąd przeniesiemy się na cmentarz.
Rodzina i przyjaciele.
Przeczytałem ten list kilka razy i nie mogło do mnie dotrzeć co tu jest napisne. Gdy wreszcie dotarło to zrobiło mi się najzwyczajniej w świecie przykro. Nie lubiłem nigdy tego rudzielca, ale świadomość, że znałem go tyle lat nie dawała mi spokoju. Najgorsze, że już nigdy nie będe miał okazji się z nim pogodzić. Ta myśl wywołała u mnie wyrzuty sumienia. Może gdy pójdę na ten pogrzeb to trochę zelżeją.
  Ubrałem czarną koszulę i garnitur i spojrzałem na zegar. 10.53 - Już czas - powiedziałem na głos. Złapałem za różdżkę i po chwili stałem pod domem Weasleyów.
-------------------------------------------------------------------------------------
* zaklęcie mojego autorstwa, które likwiduje wierzchni materiał, jak w tym przypadku ciężką szatę śmierciożercy Snape'a. :))

piątek, 3 stycznia 2014

Rozdział 8


Witajcie ! Przez przypadek usunął mi się rozdział 8, a to był jedyny, którego kopii nie miałam i pisałam go jeszcze raz. Bardzo starałam się by był podobny do poprzedniej wersji i mam nadzieję, że tym co nie czytali się spodoba, a rozdział i tak dedykowany Lupince <3 Proszę o zostawienie po sobie komentarza. Będzie mi bardzo miło ;)) A teraz zapraszam do zgłębienia lektury ;*


*Oczami Toma*
  Czy ja do reszty zdurniałem przez te kilka miesięcy w tym głupim grobie ? Szukam sobie przyjaciółki Pottera, która dałaby się za niego pokroić. Gdyby nie ta głupia przepowiednia to pewnie dalej bym się przewracał w trumnie, ale dlaczego właśnie ona ? Już nic nie rozumiem, a zwłaszcza słów tej wróżby.

  Po raz kolejny wziąłem szklaną kulę do ręki, by ponownie usłyszeć tak dobrze znane mi słowa napawające mnie jakimś dziwnym, nieznanym uczucien :

A ten, który śmierci się nie boi

Powróci zza grobu.

Łza krystalicznie czysta

Uroniona z oka niewinnej,

Która jedynie własną wolą 

Próg cmentarza przekroczyła

Stanie się dziełem wskrzeszenia.

Mugolaczka powróci go do życia

I od tej pory staną się jednym,

A Czarny Pan zyska moc, której nie znał



*Oczami Harrego *
Od kilku tygodni siedzieliśmy u Hermiony. Jeszcze nigdy nie widziałem jej tak roztrzęsionej i przestraszonej. Jest blada jak ściana i mało je. Strasznie chciałbym poprawić jej humor, ale nie wiem jak. Bardzo mi na niej zależy. Zawsze zależało, ale nigdy jak na kobiecie mojego życia, ale teraz to się zmieniło. Zawsze była nią Ginny, ale rozstaliśmy się pół roku temu. Przez pewien czas chciałem do niej wrócić, ale szybko mi minęło, bo widziałem, że jest szczęśliwa i to na pewno nie dzięki mnie.
Ostatnio Blaise wygadał się, że od dłuższego czasu się spotykają. Ucieszyłem się, że układa sobie życie.  Długo nad tym myślałem i wydaje mi się, że teraz to właśnie Hermiona jest tą, której potrzebuje. Przy Ginny nie czułem się tak „wyjątkowo” a przy niej jest inaczej Wydaje mi się, że ją kocham i chyba czas jej to powiedzieć, bo widziałem jak Malfoy się na nią patrzy i jak wychodzi zaraz za nią. Zaraz, wychodził za nią ? Jak mogłem być takim debilem ? Przecież on jest śmierciożercą ! To na pewno wszystko jego wina. Chyba zaraz go zabiję.
  Ruszyłem po schodach do góry po różdżkę, gdy  poczułem drobną rękę na swoim ramieniu. Odwróciłem się i stałem twarzą w twarz z przyjaciółką.  – Harry, coś się stało ? Jesteś strasznie spięty.- powiedziała zaniepokojona. –Chcesz porozmawiać?-
-  Hermiona z miłą chęcią z tobą pogadam jak tylko zabiję tego pieprzonego Malfoya. – rzekłem starając się mówić, a nie syczeć z gniewu. – Harry, co Ci zrobił Malfoy ? – zapytała jeszcze bardziej poddenerwowana. – Oh nie udawaj, że nie wiesz. To wszystko jego wina ! Jak mogłaś mi o tym nie powiedzieć.- wyrzuciłem z pretensją. – Ej, to nie tak. ! Uspokój się i posłuchaj. – powiedziała tonem prawdziwej Hermiony Granger, a nie przestraszonej nastolatki. – Draco próbował mnie wtedy przeprosić chyba, ale nieudolnie mu to wyszło, bo wkurzona deportowałam się. Chciałam do domu, ale wylądowałam na jakimś cmentarzu. Wyglądał jak ten, o którym opowiadałeś, że zginął na nim Cedrik Digory. Zobaczyłam tam grób Toma Marvolo Riddla i przestraszona wróciłam po samochód, a potem pojechałam do domu.  Tam przestraszył mnie Dracon i zemdlałam. Ocucił mnie i przeprosił za swoje zachowanie.
*Oczami  Hermiony*
  Widziałam, jak Harry zaciska pięści, gdy wspomniałam o pocałunku, ale udawałam, że wcale nie zobaczyłam. Gdy skończyłam mówić  zdenerwowany do granic możliwości wykrzyczał – Nie wierzę ci ! Na pewno zmodyfikował ci pamięć. Legilimens – ryknął, ale chyba zapomniał, kto w tym domu jest mistrzem  oklumnecji. Bez trudu odparłam atak i uderzyłam chłopaka z otwartej dłoni w twarz krzycząc – Jak śmiałeś ?! Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi i ufamy sobie nawzajem ! Jak widać myliłam się.- zakończyłam i poczułam się przyparta do ściany. W jednej sekundzie usta chłopaka znalazły się na moich rozpaczliwie je całując. – Drętwota – wrzasnęłam odpychając go od siebie i wbiegłam do pokoju trzaskając drzwiami. Zabezpieczyłam je na wszelkie sposoby i upadając na podłogę rozpłakałam się jak dziecko. Nie wiem ile tak trwałam, ale na dworze powoli robiło się ciemno. Naszła mnie wielka ochota na spacer po chylącym się ku wieczorowi Londynie.
  Zabrałam torebkę  z chusteczkami, kluczami i różdżką i zaczęłam odbezpieczać drzwi. Zajęło mi to dobrą chwilę. Pawie bezszelestnie weszłam na schody i ruszyłam po cichu do werandy. Już miałam ubierać buty, gdy usłyszałam zachrypnięty, nieśmiały głos – Hermiona, ja przepraszam, że zrobiłem to..wszystko, czym sprawiłem ci przykrość . Wcale nie twierdzę, że konspirujesz z tą tlenioną fretką. – powiedział Harry. –Ja nie chcę twoich przeprosin. Chcę osoby, która nie pozwoli się mi mazać się bez powodu, ani nie da mi tego powodu. Chcę przyjaciela Harry !- odrzekłam dziwiąc się spokojem w swoim głosie.  – Kiedy ja nie potrafię być twoim przyjacielem ! Jesteś dla mnie kimś dużo więcej niż tylko przyjaciółką .  Chcę ci powiedzieć, że…że chyba cię kocham.- rzekł zdesperowany.
Gdy doszło do mnie, co właśnie usłyszałam zamarłam, a oczy prawie wyszły mi na wierzch. – Harry ja..- urwałam na co on – Hermiona, ja wiem, ale pozwól mi to zrobić ostatni raz.-
Nadal stałam bez ruchu, co chłopak chyba uznał za zgodę, bo po chwili stał koło mnie, złapał delikatnie moją lewą dłoń i muskał moje usta. Najpierw niepewnie, potem coraz śmielej.  Bezwiednie zaczęłam oddawać pocałunek. Czułam, jak się uśmiecha. Wplótł swoje palce w moje włosy zmniejszając między nami odległość.  Zaczęłam tracić nad sobą kontrolę. Wyjęłam swoją dłoń z jego i zarzuciłam mu obie na szyje. Zaraz potem moje stopy oderwały się od ziemi i byłam niesiona przez chłopaka do salonu.
  Usiadł na kanapie, a mnie usadził okrakiem na swoich kolanach bez przerwy całując. Jedną ręką podtrzymywał moją głowę, a drugą głaskał  mnie po plecach. Dotknęłam jego policzka i poczułam, że jest mokry.  Oderwałam się od ust przyjaciela i spojrzałam na niego.  Płakał.  – Co jest ?- zapytałam, a on tylko wyszczerzył zęby w uśmiechu mówiąc cicho – Nic.-                                                                               Z tymi roztrzepanymi włosami, cudnym uśmiechem i oczami błyszczącymi od łez wyglądał jak anioł. Chyba żadna kobieta nie powstrzymałaby się  teraz przed skradnięciem mu całusa.  Szybko i mocno pocałowałam jego usta, a potem wtuliłam się w przyjaciela. Czułam, jak całuje mnie we włosy, a potem odsunął twarz.
*Oczami Harrego*
Długo siedziała we mnie wtulona jak w ulubionego misia. Nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie, byłem ogarnięty szczęściem. Wreszcie zebrałem się w sobie i zacząłem – Hermniona dziękuję. Ja wiem, że dla ciebie to nic nie znaczyło, ale dla mnie o było jak dar od Merlina. – powiedziałem, na co ona oderwała się ode mnie mówiąc – Harry, jesteś moim przyjacielem i nic co jest z tobą związane nie jest mi obojętne. Jesteś dla mnie bardzo ważny. Może nie tak, jakbyś oczekiwał, ale jednak. – zakończyła uśmiechem.  Odwzajemniłem ten gest.
   Byłem tak zaabsorbowany moimi myślami, że nie zauważyłem, że dziewczyna wpatruje się w moje oczy. Wiedząc, że ona jak nikt inny potrafi wyczytywać z nich emocje spuściłem zawstydzony głowę. Nie chciałem, by wiedziała jak bardzo jej teraz pragnę. Niestety mój ruch nie spotkał się z jej aprobatą i podniosła moją głowę.
*Oczami Hermiony*
Zobaczyłam jego zmieszaną minę i już miałam wstawać z jego kolan, gdy zostałam pociągnięta na dół. Za chwilę znów poczułam usta przyjaciela na swoich. Tym razem całował z większą niż do tej pory pasją, która przeniosła się też na mnie.  Obdarowywaliśmy się rozpaczliwie pocałunkami. Po raz kolejny Harry wziął mnie na ręce i nie zaprzestając pieszczoty niósł po schodach. Kopniakiem otworzył drzwi do swojej sypialni i tak samo je zamknął. Położył mnie na łóżku, a sam klęknął między moimi nogami. Swoje usta przesunął na szyję zostawiając na niej mokre ślady. Doprowadzał mnie tym do szaleństwa. Potem już czułam jego ręce na plecach, pod koszulką, której po chwili nie miałam na sobie. Nie chcąc pozostać dłużną, zaczęłam rozpinać guziki od koszuli chłopaka równie zręcznie się jej pozbywając. Jeździł swoimi ciepłymi dłońmi po moich rozpalonych plecach całując mój dekolt. Nagle jego ręce znalazły się pod materiałem moich legginsów na moich pośladkach. Złapał za gumkę w pasie i zaczął je zsuwać. Pomogłam mu nieco i już po chwili siedziałam  przed nim w samej bieliźnie. Wrócił do całowania mnie w usta po chwili zjeżdżając po szyi na mój brzuch. Drażnił językiem mój pępek, a potem znów wrócił do warg. Jego dłonie delikatnie masowały mi plecy, gdy chłopak oderwał się ode mnie.  Jego policzki przybrały szkarłatny odcień i w tej chwili poczułam, że mój stanik jest odpięty. Ramiączka opadły, ale miseczkom nie pozwoliłam opaść zaciskając ramiona. Wtedy przyszło otrzeźwienie…
   Zerwałam się z miejsca, zgarnęłam ubrania i wybiegłam rzucając przez płacz krótkie – Przepraszam.- Wbiegłam do łazienki i upadłam na zimne kafelki, które nieco ukoiły moje nerwy, ale w głowie cały czas huczały mi myśli w stylu – On tego pragnął, a ty stchórzyłaś.-  A może ja wcale nie chciałam stamtąd wychodzić ? Sama już nie wiem. Ale jeśli bym nie chciała, to bym nie wyszła.  – Dość- krzyknęłam głośno, a moje słowa odbiły się echem od ścian.
   Podniosłam się, ubrałam, zmyłam ten nieszczęsny makijaż i  uczesałam się. Potem zamaskowałam sińce pod oczami i wyszłam z łazienki kierując się do holu.

    Ubrałam ulubione, czarne czółenka i podniosłam wcześniej upuszczoną torebkę i wyszłam za drzwi. Zobaczyłam przy furtce czarną plamę, ale nie widziałam co to, bo było już całkiem ciemno. Biegłam tak szybko na ile pozwalały mi buty. W odległości kilku metrów wiedziałam, że to jest człowiek.  Po chwili klęczałam obok poszkodowanego i już miałam zabrać jego ramię z twarzy, by ocenić jego tożsamość, gdy usłyszałam bardzo słaby, ledwie dosłyszalny głos – Nie, Herm…Hermiona. To pułapka.- majaczył ranny. Szybko chwyciłam za ramię owej persony i zanim zdążyłam wypowiedzieć jej imię poczułam nieprzyjemne pociągnięcie w okolicy pępka i już nie klęczałam na ziemi, ale na zimnej podłodze. W świetle pochodni ujrzałam twarz człowieka i jego płomiennorude włosy. –Ron…  
Mam nadzieję, że się podobało ;) Proszę, zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. ;D