sobota, 7 grudnia 2013

Rozdział 5

Pomimo to, że nadal nie ma tych siedmiu komentarzy od Was to jednak dodam rodział jako motywację do komentarzy. Miłego czytania. :D
PS. Mam zamiar wprowadzić w opowiadanie kogoś, kogo raczej się nie spodziewacie. Mam nadzieję, że nie zrazi to Was do dalszego czytania.


* Oczami Draco *
   Wpiłem się w jej usta. Ku mojemu zaskoczeniu, wcale mnie nie odtrąciła, a nawet oddawała pocałunki. Całowałem ją zachłannie jakby to był ostatni pocałunek na ziemi. Chciałem zapamiętać smak jej ust do końca życia. To ciepło, które od niej biło i tą aurę spontaniczności. Chciałem, żeby ta chwila trwała wiecznie, ale nie było mi to dane. W jednej chwili usłyszałem huk, a w drugiej już leżałem na ziemi. Nie pamietam, co było dalej. Widziałem tylko ciemność...

*Oczami Hermiony *
  Całował mnie, byłam pewna. Oddałam sie chwili i odwzajemniałam to, ale nie długo się pocieszyłam, bo po huku, który nastąpił chwilę potem, zostaliśmy rozdzieleni przez naprawdę mocny pęd powietrza. Odepchnęło mnie od miejsca,na którym siedziałami spadłam na podłogę, uderzając głową o stół...
   
   Obudził mnie piękny zapach morskiej bryzy, nie mam pojęcia skąd. Otworzyłam oczy i zobaczyłam widok, zapierajacy dech w piersiach. Plaża z bielutkim piaskiem i przejrzystą, niebieską wodą. Wgapiałam się w ten krajobraz jeszcze długo zanim przypomniałam sobie, że przecież byłam w domu, i to z Draco. Rozejrzałam sie dookoła, ale nie ujrzałam żadnej, żywej duszy. Sprawdziłam czy mam różdżkę i o dziwo była tam, gdzie ją schowałam. Rozglądnęłam się jeszcze raz i w dali zobaczyłam wzgórze, na którym wznosił się majestatycznie spogladający dworek. Teleportowałam się bliżej niego, bo podróż piechotą zajęłaby mi zbyt dużo czasu. Już stałam przed drzwiami, gdy nagle krajobraz się zmienił. Woda zniknęła, a wokół domu zaczęły jakby wyrastać z ziemi nagrobki, zupełnie jak te na cmentarzu, na którym ostatnio byłam. Grozy dodał jeszcze silny podmuch wiatru, który niewiadomo jak przeszył mnie całą i wleciał w drzwi, które następnie otworzyły się. Kolejny podmuch wiatru był o wiele silniejszy od poprzedniego. Bez trudu wepchnął mnie do środka. Zaraz potem zatrzasnęły się drzwi. Próbowałam je otworzyć, ale na nic się zdały moje próby. Użyłam bombardy, alohomory i reducto, ale one ani drgnęły.

   Odwróciłam się zrozpaczona swoją bezradnością i rozejrzałam sie po holu. Był piękny, ale mroczny zarazem. Ciemna, mahoniowa podłoga, długie, czarne przeplatane srebrnymi i zielonymi nićmi gobeliny do ziemi, bordowe ściany i srebrny żyrandol, który wyglądał jak węże związane ogonami uciekające każdy w inną stronę. Nie wiedzieć czemu uspokoiło mnie piękno tego pomieszczenia. Poczułam się na tyle pewnie, że postanowiłam zwiedzić dom.

  Otworzyłam ciężkie, rzeźbione, drewniane drzwi i ujrzałam jakby bajkowe, ale bardzo zniszczone, kręcone schody z jasnego drewna i z granatowym dywanem. Na lewo od schodów znajdowało się pomieszczenie, do którego nie było drzwi. Najpierw udałam sie właśnie tam. Była to prześliczna kuchnia, wykładana biało- błekitnymi kafelkami ze srebrną podlogą. Wszystkie meble były z ciemnego drewna, a zdobienia były srebrne lub szare, a wszysko było utrzymane w nienagannym porządku.

    Postanowiłam usiąść na jednym z krzeseł i czekać, bo usłyszałam kroki na schodach. Serce podeszło mi do gardła ze strachu. Na szczęście nie kazano mi długo czekać, bo w progu pojawił się średniego wzrostu mężczyzna z paskudną twarzą i ochydnym uśmieszkiem. Miał na sobie długą, ciemnozieloną szatę. Dopiero po chwili zorientowałam się kto to jest.
-Peter Petegriew -wysyczałam z odrazą. Mężczyzna tylko spojrzał na mnie z politowaniem. Wtedy poczułam, że nie mogę wsać z tego krzesła. Byłam w pułapce. Bałam się, że ten zdrajca coś mi zrobi, ale on tylko pstryknął palcami, a krzesło, na którym siedziałam uniosło się i poleciało za wychodzącym mężczyzną. Wyleciałam za nim na zewnątrz i zatrzymałam sie dopiero niedaleko posągu zakapturzonej postaci z kosą. Teraz powinnam umierać ze strachu, ale nic takiego nie czułam. Jedynie wstręt i chłód, który mi doskwierał pomimo lata.

  Krzesło zatrzymało się koło jednego z nagrobków, który miałam okazję już widzieć. Dopiero teraz zaczęło mnie zastanawiać, po co zrobiono Voldemortowi grób, skoro jego ciało rozsypało sie na miliony kawałeczków. Z rozmyślań wyrwał mnie okropny smród dochodzący z kociołka, którego wcześniej nie zauważyłam. Po chwili byłam świadkiem własnej pomyłki. Glizdogon otworzył trumnę, a z niej wyjął ciało, ale nie ciało Lorda Voldemorta, lecz ciało na oko dwudziestolatka z pięknymi, brązowymi włosami zawiniętymi do góry w lok. Dopiero wtedy skojarzyłam fakty, że na nagrobku było napisane Tom Riddle, a nie Lord Voldemort. To musiał być Czarny Pan, znim stał się tym wężopodobnym czymś.

   Byłam świadkiem przerażającego obrzędu, ale wcale się nie bałam. Wiedziałam,że próbuje ożywić Lorda,bo czytałam kiedyś o zasdach tego. Nie mam pojęcia, co mną kierowało, gdy zapytałam animaga - Co ja tu właściwie robie ?-
O dziwo, ten raczył mi odpowiedzieć - Pomagasz wrócić życie twojemu przeznaczeniu.-
Nic z tego nie rozumiałam, ale patrzyłam dalej na rytułał odprawiany przez Peregriew. Mówił coś po łacinie, ale przez jego bełkot nie rozumiałam co dokładnie mówi. Wiem tylko, że było tam coś o wiernym słudze i niespełnionym przenaczeniu, przepowiedni.

   Po bardzo długim czasie Glizdogon wrzucił do kotła lewitujace dotychczas ciało. Wtedy podszedł do mnie i powiedział, że mam płakać. Nie zgodziłam się. On tylko mściwie się uśmiechnął i przejechał mi nożem po obojczyku. Uroniłam łzę. Tylko jedną, ale wystarczyła by mógł ją zabrać i wrzucić do całej tej dziwnej mieszaniny.
Nagle mnie olśniło. Przecież równie dobrze mógł mnie tu przywlec od razu,a nie na plażę, ale chodziło o to,bym z własnej woli przyszła. W starej księdze czarnomagicznej czytałam, że kochankowie wsrzeszali siebie łzami w połączeniu z eliksirem,na którego nie było przepisu. Nie rozumiałam jednego, bo skoro on używa moich łez to znaczy, że kocham Voldemorta? Coś mi tam śmierdziało i wcale nie chodzi o dziwną zawartość kociołka.

   Peter nakrył kocioł czarną płachtą, która po chwili zaczęła się unosić, jakby coś spod niej chciało się uwolnić. Kształt, rysujący się na płótnie coraz bardziej przypominał człowieka. Dopiero wtedy zaczęłam się bać. Szczur szybkim ruchem zdjął materiał, a to, co pod nim zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania...

4 komentarze:

  1. Wow *______* to było coś :D Jestem strasznie ciekawa kolejnych rozdziałów :* Musisz pisać dalej rozumiesz ? haha ^^ Rozdział przecudowny, naprawdę, tajemniczy ale i mroczny ♥ A tymczasem zapraszam do mnie na kolejny rozdział samotnawyprawaginnyweasley.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Ci ślicznie za opinię <3 Bałam się, że się nie spodoba, a tu jednak odwrotnie ;D. Zaraz do Ciebie biegnę, bo wkońcu mam czas ! ;))
    Buziaki, Noxie :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo *o* Bardzo Cię proszę abyś oddała mi chociaż szczyptę Twojego daru ♥ Bo to się nazywa darem!
    Powaliłaś mnie tym rozdziałem. Ciekawi mnie wątek Hermiony i Voldka ^^ Mam nadzieję, że nowy rozdział jak najszybciej bo nie wytrzymam jak będę musiała znowu tyle czekać :D
    Zapraszam do mnie na świeżo napisany rozdział http://over-and-over-i-fall-for-you.blogspot.com/ ♥
    Pozdrawiam i dużo weny życzę,
    Secretly_Love

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się,że ci się podoba i z chęcią oddam Ci nawet garść tego jak to ujęłaś 'daru' :)) przynajmiej moje chor pomysły, co do tego opowiadania zmniejszą się do minimum. XD Postaram się teraz systematyczniej dodawać rozdziały.
      Buziaki, Noxie :*

      Usuń

Mam nadzieję, że się podobało ;) Proszę, zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. ;D