sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział 7

Hej, haj, heloł. Mam dla Was niespodziewankę, a mianowicie rozdział ! ;)))) Zapraszam do czytania. ;*


*Oczami Hermiony*
  Obudziłam się w ramionach Dracona, a on już nie spał. Wstaliśmy i zjedliśmy śniadanie bez słowa. Wreszcie zebrałam się w sobie i zaczęłam rozmowę - Draco, ja Ci dziękuję, za to co dla mnie zrobiłeś. Pewnie zastanawiasz się co się stało. No więc powiem Ci. Kiedy odrzuciło nas od siebie przeniosło mnie na piękną plaże, a w dali ujrzałam jakiś dwór i postanowiłam tam iść. Nie wiem co mnie podkusiło, ale weszłam do tego domu, ale potem już nie mogłam wyjść. Był tam Glizdogon, który zaklęciem przyspolił mnie do krzesła. Wyleciałam na nim na dwór, ale już nie było morza w krajobrazie, tylko cmentarz, na ktory przez przypadek przeniosłam się po ucieczce z Grimmuald Place. Wydaje mi się, że to ten sam cmentarz, na którym zginął Cedrik Digory. Był tam grób Toma Riddla, a szczur jakimś dziwnym rytułałem przywrócił go do życia, al już nie wyglądał jak potwór. Powitał mnie jak równą sobie i powiedział, że jestem czystokrwistą czarodziejką, którą rodzice oddali mugolom, by ją chronić, a potem powiedział... potem powiedział, że jestem jego przeznaczeniem i tak jakby..-  przerwałam. -Tak jakby co ? - zapytał Malfoy. - Tak jakby mi się oświadczył.-

* Oczami Draco *
 Słuchałem tej histori z niedowierzaniem. Zastanawiałem się, jak to właściwie mogło się stać i jak udało jej się uciec. Przecieć to był Lord Voldemort do cholery. On nie może kochać. Nie rozumiem.

  Spojrzałem na swoje lewe przedramie, a mroczny znak, który na nim się znajdował zdawał się pociemnieć.
Przeraziłem się. On naprawdę wrócił. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko czekać na wezwanie.
Hermiona przyglądała mi się z zainteresowaniem. Nie mogłem znieść myśli, że cały koszmar może się powtórzyć. Nagle dziewczyna wstała, powiedziała - Dziękuję Ci jeszcze raz, do widzenia. - i zniknęła.

* Oczami Hermiony *
  Teleportowałam się do domu i natychmiast zaczęłam nakładać zaklęcia ochronne, do momentu, aż mój dom był chroniony takimi zaklęciami, jak Hogwart przed bitwą. Nikt nie złamie zabezpieczeń, bo czarna różdżka już nie istnieje. Rzuciłam się na fotel w moim pokoju zmęczona. Wiedziałam, że jestem ściśle chroniona, ale i tak bardzo się bałam. Nie mogłam odpędzić od siebie wizji wczorajszych wydarzeń. Postanowiłam wysłać mojego patronusa Harremu i go ostrzec.

*Oczami Harry'ego*
   Siedziałem w kuchni z Ronem i zajadaliśmy śniadanie gdy nagle od strony okna ujrzałem kątem oka niebieskawy promień. Szybko podbiegłem do okna i otworzyłem je. Wleciał przez nie patronus Hermiony.Niespodziewanie przemówił jej głosem - Harry, on wrócił. Wrócił do życia. Już jestem bezpieczna, ale wy nie. Musicie coś zrobić. Harry, boję się. Strasznie się boję. Błagam przyjedźcie do mnie jak najszybciej. Mój dom jest silnie chroniony, ale wy bez problemu powinniście wejść. Błagam, uważajcie na siebie i bądźcie ostrożni.- i nagle się rozpłynął.  Zdziwiony tym nagłym wydarzeniem, potrzebowałem chwili, żeby przyswoić nowe informacje. Kiedy wreszcie dotarło do mnie co powiedziała serce podskoczyło mi do gardła. - Ale to nie możliwe. On nie mógł wrócić. Nie wierzę. Jak ?- gadałem sam do siebie jak obłąkany.
Kiedy wreszcie otrząsnąłem się z amoku spojrzałem na przerażonego Rona. Był blady jak ściana, a łyżka, którą trzymał w ręku wypadła mu z ręki i z łoskotem spadła na stół. Wstał i szybko pobiegł do drzwi. Po chwili wrócił, trzymając w ręku Proroka Codziennego. Podał mi go trzęsącą ręką, a ja spojrzałem na okładkę.
Mroczny Znak na cmentarzu w Little Hangleton !

Wczorajszego popołudnia mugolska telewizja podała informacje o nieznanym znaku, unoszączym się na niebie nad cmentarzem w Little Hangleton. Nasi eksperci i amnezjatorzy zapanowali nad sytuacją i mugole nie pamiętają, o tym wydarzeniu, ale przyczyny powstania są nam nadal nie znane. 
Ministwerstwo bada całą sytuacje, i choć nic nie jest potwierdzone to aurorzy podejrzewają najgorsze. Więcej informacji na stronie 17. 

 Rzuciłem gazetą o stół, spojrzałem prozumiewawczo na Rona i oboje pędem ruszyliśmy na górę zbierać swoje rzeczy. Zajęło nam to 10 minut i oboje staliśmy na schodach z torbami. Zmniejszyłem je do wielkości pudełka z zapałkami, złapałem przyjaciela za rękę i po chwili staliśmy w salonie przyjaciółki. Wysłałem do niej mojego patronusa, żeby się nie przestraszyła, kiedy nas zobaczy. Za chwilę usłyszałem tupot butów na schodach i już stałem w objęciach Hermiony.

* Oczami Toma * 
  Szukałem jej całą noc, ale rozpłynęła się w powietrzu. Nigdzie jej nie było. Rano, gdy tylko złapałem różdżkę znowu wysłałem zaklęcie, na poszukiwanie. Znalazło ! Jest w Londynie ! Czekałem, aż dostanę informacje o jej adresie. Oxford Street 37, London, England. Natychmiast się tam przeniosłem, ale nic tam nie było. Zwykły trawnik i domy na około. Co tu jest grane ? Czy ona spodziewała się moich odwiedzin?
  Znajdę ją i zdobędę jej serce. Nie wiem jak. Ja chyba nie potrafię kochać, ale przecież nawet ja mam poczucie wdzięczności, a ona mnie wskrzesiła. Gdyby nie ona, to nadal przewracałbym się w grobie. Ona pomogła wrócić mi życie. To coś musi znaczyć. Przecież niczyja inna łza nic by nie zdziałała.


piątek, 13 grudnia 2013

Rozdział 6

Hejka ;) Witam Was dziś z nowym rozdziałem ! :D ale ostrzegam ! Nie sugerujcie się tym rodziałem co do dalszej części tej histori ! I hope you'll like it ;*

*Oczami Hermiony*
   Postać stała do mnie tyłem. Z przerażenia wstrzymałam oddech i czekałam na rozwój wydarzeń. Osoba powoli odwracała się, jakby specjalnie tworzyła napiętą atmosferę. Gdy stanęła prosto przede mną i uniosła głowę zobaczyłam mężczyznę, który przypominał owo ciało wyjęte z grobowca, ale tylko przypominał. 
Ten był dużo przystojniejszy, miał ciemniejsze włosy i jaśniejszą skórę. Gdyby nie fakt, że strasznie się go bałam to powiedziałabym, że jest cholernie seksowny. Szczupły, wysoki  brunet to facet z moich snów. 
  
  Nadal siedziałam "przyklejona" do krzesła i bałam się, że zaraz zginę. W rytuale było napisane, że kochanek, który ratował życie drugiemu ginął. Jednak nic takiego się nie stało. Mężczyzna tylko skinął ręką na Petegriew, a ten podał mu różdżkę. Przyjął ją i machnął delikatnie, a ja poczułam, że już mogę się ruszać. 
Na jego ustach błąkał się mało widoczny, ale jednak uśmiech. To dodało mi trochę otuchy. Niepewnie podniosłąm się z krzesła i o mało nie upadłam, gdyby nie złapał mnie. Skinęłam lekko głową w podziękowaniu i już zbierałam się na odwagę, żeby zapytać o co tu właściwie chodzi, gdy mężczyzna sam się odezwał. - Witaj, pewnie nie wiesz kin jestem, choć tak mądra czarownica powinna się chociaż domyślać. Tom Riddle- powiedział i wyciągnął rękę w moją stronę. -Hermiona Granger- i również podałam mu moją trzęsącą się dłoń. Przez ten strach, który mnie sparaliżował dopiero w chwili zetknięcia się jego skóry z moją przejrzałam na oczy. Przecież to jest do cholery Lord Voldemort ! On tak na luzie dotyka szlamy ? I na dodatek jeszcze jest miły ? Coś tu jest nie tak...

* Oczmi Toma *
  Dziewczyna bała się mnie. Pewnie w innych okolicznościach cieszyłbym się, ale nie teraz. Muszę jej chyba wyjaśnić o co tu chodzi, choć nie do końca sam rozumiem. - Pozwól, że Ci wyjaśnie.- powiedziałem mojej rozmówczyni. - Jesteś tu, bo jesteś moim przeznaczeniem. Wcale nie jesteś szlamą, tak jak do dziś myślałaś, ale czystokrwistą czarownicą. Jako dziecko rodzina oddała Cie tym mugolom, bo bała się o twoje życie. Bała się, że upomnę się o Ciebie, a oni nie chcieli do tego dopuścić. To sam Hogwart Cię mi podarował 50 lat temu. Hermiono, czy zgodzisz się zostać mą i rządzić u mego boku ?- zakończyłem swój monolog. 
Dziewczyna patrzyła z niedowierzaniem na moją twarz i kręciła przecząco głową, a w jej oczach kryły się łzy niezrozumienia. Nim się spostrzegłem, złapała z różdżkę i tyle ją widziałem...

 * Oczami Draco *
  Obudziłem się w domu  Hermiony. Wciąż nie mogłem się otrząsnąć po tym, co się stało. Nigdzie jej nie było. Nie miałem pojęcia co się właściwie wydarzyło. Wyszedłem z jej domu po jakichś półgodzinnych poszukiwaniach. Nie wiem, jak długo byłem nie przytomny, ale na dworzu było już ciemno. Postanowiłem przejść się na piechotę, by trochę uspokoić skołatane nerwy i myśli. Byłem już przy jej samochodzie, gdy usłyszałem szloch. Ruszyłem w miejsce, z którego wydobywał się płacz. To ona. Siedziała oparta o koło auta, z podkulonymi nogami i płakała. Kucnąłem koło niej, a ona natychmiast objęła mnie za szyję. Zapytałem tylko - Co się stało ?- A ona wyszeptała tylko - On wrócił.- a potem zemdlała po raz kolejny tego dnia. Nie mogłem jej zostawić samej w takim stanie. Złapałem ją mocniej w pasie i przeniosłem nas do mojego domu. Ułożyłem dziewczynę na moim łóżku i zobaczyłem jej pokrwawioną bluzkę. Odsunąłem jej kawałek i zobaczyłem dość głębokie rozcięcie w okolicy obojczyka. -Episkey- szepnąłem i przykryłem dziewczynę kołdrą. Siedziałem koło niej trzymając ją za rękę. Wiedziałem, że po dzisiejszych wydarzeniach ona tego potrzebuje.
  
  Minęła godzina odkąd ją tu przyniosłem, a ona dalej się nie przebudziła. Czekałem cierpliwie, ale do czasu. - Aquamenti- wypowiedziałem i strumyk wody chlusnął jej w twarz. Zaczęła się ruszać. Po chwili rozpętało się piekło. Rzucała się po łóżku jak opętana i krzyczała. Bardzo się bałem. Nadal trzymając dziewczynę za rękę szeptałem - Hermiona, csii już w porządku. Jesteś bezpieczna- Nic to nie dawało. Zaniepokojony złapałem dziewczynę za ramiona i potrząsnąłem lekko. Natychmiast się obudziła.
 
*Oczami Hermiony*
  Widziałam go. Stał przede mną i jak gdyby to była najmniej istotna informacja opowiadał mi o jakimś przeznaczeniu. Nagle tło się rozmyło i zobaczyłam go w swojej wężowej postaci zabijającego Harry'ego.
Najgorsze z tego wszystkiego, że nic nie mogłam zrobić. Po chwili znowu obraz się zmienił i byłam tam ja z mrocznym znakiem na lewym przedramieniu. Krzyczałam, ale nie słyszałam swojego krzyku. Nagle poczułam zimną ciecz na twarzy i otworzyłam oczy. Zobaczyłam przed sobą zmartwionego Dracona, który najwyraźniej widział tę całą szopkę. Zawstydzona spuściłam wzrok i czułam jak moja twarz przybiera odcień czerwonego barszczu. Chłopak jedynie westchnął, dotknął mojego podbródka, delikatnie go unosząc i tym samym zmuszając do spojrzenia mu w oczy. Wyszeptałam tylko -Przepraszam- a on bardzo mocno mnie przytulił, jaky wiedział, że tego właśnie potrzebowała. Trwaliśmy w tym uścisku do momentu, gdy niespodziewanie wzdrygnęłam się na myśl, że przeżyłam ten horror naprawdę, a nie tylko we śnie. Doceniłam w Draconie to, że nie wypytuje mnie o wszystko, tylko daje się wyciszyć. 
   
  Postanowiłam opowiedzieć młodemu Malfoyowi o tym, co się wydarzyło, ale dopiero rano, bo wygląda na zmęczonego. Wtedy zorientowałam się, że prawdopodobnie jestem w jego sypialni i zrobiło mi się jeszcze bardziej wstyd, że przeze mnie nie mógł się wyspać  po tym,  co dzisiaj oboje przeszliśmy. 
-Powinieneś się położyć, nie wyglądasz najlepiej - powiedziałam, na co odparł - Masz racje. Pójdę już. -
Pstryknięciem palców zgasił pochodnie na ścianach i wstał, kierując się w stronę drzwi. -Draco, nie idź. Zostań tu ze mną.- wyszeptałam wręcz błagalnie, a chłopak tylko uśmiechnął się łobuzersko i wskoczył pod kołdrę obok mnie. Po chwili spaliśmy już w swoich objęciach.

*Oczami Toma*
  Gdy dziewczyna zniknęła, nie wiedziałem co zrobić. Ewidentnie się mnie bała, a to było dość przykre. Przecież nic bym jej nie zrobił. Ona jest mi przeznaczona. Wiem to od tych pieprzonych 50 lat. Gdyby nie ta przepowiednia pewnie już bym nie wrócił do żywych, więc ona musi coś znaczyć. Nie po to tyle lat jej szukałem, by teraz uciekła mi sprzed nosa. Ona musi nią być, bo jak nie, to kto ? Przecież to jej łza mnie wskrzesiła. Ale zaraz, przecież jeśli by mnie kochała to by umarła, a nic takiego się nie stało. Nic już nie rozumiem. Byłem najpotężniejszym czarodzodziejem w dziejach, a teraz czuję się jak facet z mózgiem dziesięciolatka. Przecież do cholery jestem Czarnym Panem. Powinienem chcieć ją zabić, a nie znaleźć i przekonać, że nie musi się mnie bać. Chyba muszę poczytać trochę o tym rytuale, bo coś mi tu nie pasuje. 
  
  Przecież ja nie miałem duszy, to jakim cudem teraz ją mam ? Ten bliznowaty dzieciak ją zniszczył. Dlaczego znowu ją mam ? Nie znam odpowiedzi na to pytanie, ale za to wiem jedno. Odnajdę Hermionę Granger i udowodnie jej, że źle mnie oceniła i będzie moja, a potem stanie u mojego boku na szczycie chwały, bo w końcu jestem Riddle i nie dam sobie w kaszę dmuchać.

sobota, 7 grudnia 2013

Rozdział 5

Pomimo to, że nadal nie ma tych siedmiu komentarzy od Was to jednak dodam rodział jako motywację do komentarzy. Miłego czytania. :D
PS. Mam zamiar wprowadzić w opowiadanie kogoś, kogo raczej się nie spodziewacie. Mam nadzieję, że nie zrazi to Was do dalszego czytania.


* Oczami Draco *
   Wpiłem się w jej usta. Ku mojemu zaskoczeniu, wcale mnie nie odtrąciła, a nawet oddawała pocałunki. Całowałem ją zachłannie jakby to był ostatni pocałunek na ziemi. Chciałem zapamiętać smak jej ust do końca życia. To ciepło, które od niej biło i tą aurę spontaniczności. Chciałem, żeby ta chwila trwała wiecznie, ale nie było mi to dane. W jednej chwili usłyszałem huk, a w drugiej już leżałem na ziemi. Nie pamietam, co było dalej. Widziałem tylko ciemność...

*Oczami Hermiony *
  Całował mnie, byłam pewna. Oddałam sie chwili i odwzajemniałam to, ale nie długo się pocieszyłam, bo po huku, który nastąpił chwilę potem, zostaliśmy rozdzieleni przez naprawdę mocny pęd powietrza. Odepchnęło mnie od miejsca,na którym siedziałami spadłam na podłogę, uderzając głową o stół...
   
   Obudził mnie piękny zapach morskiej bryzy, nie mam pojęcia skąd. Otworzyłam oczy i zobaczyłam widok, zapierajacy dech w piersiach. Plaża z bielutkim piaskiem i przejrzystą, niebieską wodą. Wgapiałam się w ten krajobraz jeszcze długo zanim przypomniałam sobie, że przecież byłam w domu, i to z Draco. Rozejrzałam sie dookoła, ale nie ujrzałam żadnej, żywej duszy. Sprawdziłam czy mam różdżkę i o dziwo była tam, gdzie ją schowałam. Rozglądnęłam się jeszcze raz i w dali zobaczyłam wzgórze, na którym wznosił się majestatycznie spogladający dworek. Teleportowałam się bliżej niego, bo podróż piechotą zajęłaby mi zbyt dużo czasu. Już stałam przed drzwiami, gdy nagle krajobraz się zmienił. Woda zniknęła, a wokół domu zaczęły jakby wyrastać z ziemi nagrobki, zupełnie jak te na cmentarzu, na którym ostatnio byłam. Grozy dodał jeszcze silny podmuch wiatru, który niewiadomo jak przeszył mnie całą i wleciał w drzwi, które następnie otworzyły się. Kolejny podmuch wiatru był o wiele silniejszy od poprzedniego. Bez trudu wepchnął mnie do środka. Zaraz potem zatrzasnęły się drzwi. Próbowałam je otworzyć, ale na nic się zdały moje próby. Użyłam bombardy, alohomory i reducto, ale one ani drgnęły.

   Odwróciłam się zrozpaczona swoją bezradnością i rozejrzałam sie po holu. Był piękny, ale mroczny zarazem. Ciemna, mahoniowa podłoga, długie, czarne przeplatane srebrnymi i zielonymi nićmi gobeliny do ziemi, bordowe ściany i srebrny żyrandol, który wyglądał jak węże związane ogonami uciekające każdy w inną stronę. Nie wiedzieć czemu uspokoiło mnie piękno tego pomieszczenia. Poczułam się na tyle pewnie, że postanowiłam zwiedzić dom.

  Otworzyłam ciężkie, rzeźbione, drewniane drzwi i ujrzałam jakby bajkowe, ale bardzo zniszczone, kręcone schody z jasnego drewna i z granatowym dywanem. Na lewo od schodów znajdowało się pomieszczenie, do którego nie było drzwi. Najpierw udałam sie właśnie tam. Była to prześliczna kuchnia, wykładana biało- błekitnymi kafelkami ze srebrną podlogą. Wszystkie meble były z ciemnego drewna, a zdobienia były srebrne lub szare, a wszysko było utrzymane w nienagannym porządku.

    Postanowiłam usiąść na jednym z krzeseł i czekać, bo usłyszałam kroki na schodach. Serce podeszło mi do gardła ze strachu. Na szczęście nie kazano mi długo czekać, bo w progu pojawił się średniego wzrostu mężczyzna z paskudną twarzą i ochydnym uśmieszkiem. Miał na sobie długą, ciemnozieloną szatę. Dopiero po chwili zorientowałam się kto to jest.
-Peter Petegriew -wysyczałam z odrazą. Mężczyzna tylko spojrzał na mnie z politowaniem. Wtedy poczułam, że nie mogę wsać z tego krzesła. Byłam w pułapce. Bałam się, że ten zdrajca coś mi zrobi, ale on tylko pstryknął palcami, a krzesło, na którym siedziałam uniosło się i poleciało za wychodzącym mężczyzną. Wyleciałam za nim na zewnątrz i zatrzymałam sie dopiero niedaleko posągu zakapturzonej postaci z kosą. Teraz powinnam umierać ze strachu, ale nic takiego nie czułam. Jedynie wstręt i chłód, który mi doskwierał pomimo lata.

  Krzesło zatrzymało się koło jednego z nagrobków, który miałam okazję już widzieć. Dopiero teraz zaczęło mnie zastanawiać, po co zrobiono Voldemortowi grób, skoro jego ciało rozsypało sie na miliony kawałeczków. Z rozmyślań wyrwał mnie okropny smród dochodzący z kociołka, którego wcześniej nie zauważyłam. Po chwili byłam świadkiem własnej pomyłki. Glizdogon otworzył trumnę, a z niej wyjął ciało, ale nie ciało Lorda Voldemorta, lecz ciało na oko dwudziestolatka z pięknymi, brązowymi włosami zawiniętymi do góry w lok. Dopiero wtedy skojarzyłam fakty, że na nagrobku było napisane Tom Riddle, a nie Lord Voldemort. To musiał być Czarny Pan, znim stał się tym wężopodobnym czymś.

   Byłam świadkiem przerażającego obrzędu, ale wcale się nie bałam. Wiedziałam,że próbuje ożywić Lorda,bo czytałam kiedyś o zasdach tego. Nie mam pojęcia, co mną kierowało, gdy zapytałam animaga - Co ja tu właściwie robie ?-
O dziwo, ten raczył mi odpowiedzieć - Pomagasz wrócić życie twojemu przeznaczeniu.-
Nic z tego nie rozumiałam, ale patrzyłam dalej na rytułał odprawiany przez Peregriew. Mówił coś po łacinie, ale przez jego bełkot nie rozumiałam co dokładnie mówi. Wiem tylko, że było tam coś o wiernym słudze i niespełnionym przenaczeniu, przepowiedni.

   Po bardzo długim czasie Glizdogon wrzucił do kotła lewitujace dotychczas ciało. Wtedy podszedł do mnie i powiedział, że mam płakać. Nie zgodziłam się. On tylko mściwie się uśmiechnął i przejechał mi nożem po obojczyku. Uroniłam łzę. Tylko jedną, ale wystarczyła by mógł ją zabrać i wrzucić do całej tej dziwnej mieszaniny.
Nagle mnie olśniło. Przecież równie dobrze mógł mnie tu przywlec od razu,a nie na plażę, ale chodziło o to,bym z własnej woli przyszła. W starej księdze czarnomagicznej czytałam, że kochankowie wsrzeszali siebie łzami w połączeniu z eliksirem,na którego nie było przepisu. Nie rozumiałam jednego, bo skoro on używa moich łez to znaczy, że kocham Voldemorta? Coś mi tam śmierdziało i wcale nie chodzi o dziwną zawartość kociołka.

   Peter nakrył kocioł czarną płachtą, która po chwili zaczęła się unosić, jakby coś spod niej chciało się uwolnić. Kształt, rysujący się na płótnie coraz bardziej przypominał człowieka. Dopiero wtedy zaczęłam się bać. Szczur szybkim ruchem zdjął materiał, a to, co pod nim zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania...

Mam nadzieję, że się podobało ;) Proszę, zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. ;D