*Oczami Hermiony*
Obudziłam się w ramionach Dracona, a on już nie spał. Wstaliśmy i zjedliśmy śniadanie bez słowa. Wreszcie zebrałam się w sobie i zaczęłam rozmowę - Draco, ja Ci dziękuję, za to co dla mnie zrobiłeś. Pewnie zastanawiasz się co się stało. No więc powiem Ci. Kiedy odrzuciło nas od siebie przeniosło mnie na piękną plaże, a w dali ujrzałam jakiś dwór i postanowiłam tam iść. Nie wiem co mnie podkusiło, ale weszłam do tego domu, ale potem już nie mogłam wyjść. Był tam Glizdogon, który zaklęciem przyspolił mnie do krzesła. Wyleciałam na nim na dwór, ale już nie było morza w krajobrazie, tylko cmentarz, na ktory przez przypadek przeniosłam się po ucieczce z Grimmuald Place. Wydaje mi się, że to ten sam cmentarz, na którym zginął Cedrik Digory. Był tam grób Toma Riddla, a szczur jakimś dziwnym rytułałem przywrócił go do życia, al już nie wyglądał jak potwór. Powitał mnie jak równą sobie i powiedział, że jestem czystokrwistą czarodziejką, którą rodzice oddali mugolom, by ją chronić, a potem powiedział... potem powiedział, że jestem jego przeznaczeniem i tak jakby..- przerwałam. -Tak jakby co ? - zapytał Malfoy. - Tak jakby mi się oświadczył.-
* Oczami Draco *
Słuchałem tej histori z niedowierzaniem. Zastanawiałem się, jak to właściwie mogło się stać i jak udało jej się uciec. Przecieć to był Lord Voldemort do cholery. On nie może kochać. Nie rozumiem.
Spojrzałem na swoje lewe przedramie, a mroczny znak, który na nim się znajdował zdawał się pociemnieć.
Przeraziłem się. On naprawdę wrócił. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko czekać na wezwanie.
Hermiona przyglądała mi się z zainteresowaniem. Nie mogłem znieść myśli, że cały koszmar może się powtórzyć. Nagle dziewczyna wstała, powiedziała - Dziękuję Ci jeszcze raz, do widzenia. - i zniknęła.
* Oczami Hermiony *
Teleportowałam się do domu i natychmiast zaczęłam nakładać zaklęcia ochronne, do momentu, aż mój dom był chroniony takimi zaklęciami, jak Hogwart przed bitwą. Nikt nie złamie zabezpieczeń, bo czarna różdżka już nie istnieje. Rzuciłam się na fotel w moim pokoju zmęczona. Wiedziałam, że jestem ściśle chroniona, ale i tak bardzo się bałam. Nie mogłam odpędzić od siebie wizji wczorajszych wydarzeń. Postanowiłam wysłać mojego patronusa Harremu i go ostrzec.
*Oczami Harry'ego*
Siedziałem w kuchni z Ronem i zajadaliśmy śniadanie gdy nagle od strony okna ujrzałem kątem oka niebieskawy promień. Szybko podbiegłem do okna i otworzyłem je. Wleciał przez nie patronus Hermiony.Niespodziewanie przemówił jej głosem - Harry, on wrócił. Wrócił do życia. Już jestem bezpieczna, ale wy nie. Musicie coś zrobić. Harry, boję się. Strasznie się boję. Błagam przyjedźcie do mnie jak najszybciej. Mój dom jest silnie chroniony, ale wy bez problemu powinniście wejść. Błagam, uważajcie na siebie i bądźcie ostrożni.- i nagle się rozpłynął. Zdziwiony tym nagłym wydarzeniem, potrzebowałem chwili, żeby przyswoić nowe informacje. Kiedy wreszcie dotarło do mnie co powiedziała serce podskoczyło mi do gardła. - Ale to nie możliwe. On nie mógł wrócić. Nie wierzę. Jak ?- gadałem sam do siebie jak obłąkany.
Kiedy wreszcie otrząsnąłem się z amoku spojrzałem na przerażonego Rona. Był blady jak ściana, a łyżka, którą trzymał w ręku wypadła mu z ręki i z łoskotem spadła na stół. Wstał i szybko pobiegł do drzwi. Po chwili wrócił, trzymając w ręku Proroka Codziennego. Podał mi go trzęsącą ręką, a ja spojrzałem na okładkę.
Mroczny Znak na cmentarzu w Little Hangleton !
Wczorajszego popołudnia mugolska telewizja podała informacje o nieznanym znaku, unoszączym się na niebie nad cmentarzem w Little Hangleton. Nasi eksperci i amnezjatorzy zapanowali nad sytuacją i mugole nie pamiętają, o tym wydarzeniu, ale przyczyny powstania są nam nadal nie znane.
Ministwerstwo bada całą sytuacje, i choć nic nie jest potwierdzone to aurorzy podejrzewają najgorsze. Więcej informacji na stronie 17.
Rzuciłem gazetą o stół, spojrzałem prozumiewawczo na Rona i oboje pędem ruszyliśmy na górę zbierać swoje rzeczy. Zajęło nam to 10 minut i oboje staliśmy na schodach z torbami. Zmniejszyłem je do wielkości pudełka z zapałkami, złapałem przyjaciela za rękę i po chwili staliśmy w salonie przyjaciółki. Wysłałem do niej mojego patronusa, żeby się nie przestraszyła, kiedy nas zobaczy. Za chwilę usłyszałem tupot butów na schodach i już stałem w objęciach Hermiony.
* Oczami Toma *
Szukałem jej całą noc, ale rozpłynęła się w powietrzu. Nigdzie jej nie było. Rano, gdy tylko złapałem różdżkę znowu wysłałem zaklęcie, na poszukiwanie. Znalazło ! Jest w Londynie ! Czekałem, aż dostanę informacje o jej adresie. Oxford Street 37, London, England. Natychmiast się tam przeniosłem, ale nic tam nie było. Zwykły trawnik i domy na około. Co tu jest grane ? Czy ona spodziewała się moich odwiedzin?
Znajdę ją i zdobędę jej serce. Nie wiem jak. Ja chyba nie potrafię kochać, ale przecież nawet ja mam poczucie wdzięczności, a ona mnie wskrzesiła. Gdyby nie ona, to nadal przewracałbym się w grobie. Ona pomogła wrócić mi życie. To coś musi znaczyć. Przecież niczyja inna łza nic by nie zdziałała.
Uwielbiam twój styl pisania jest taki jasny, przejrzysty :D Jeny...zapowiada się zajebiszcza historia ♥ Takiej jeszcze nie czytałam :* Pisz szybko następny rozdział. Pozdrawiam i życzę weny. Lupinka :D
OdpowiedzUsuńdziękuję Ci kochana, ale niestety na kolejny musisz poczekać do weekendu, bo przyszły tydzień mam cały zawalony sprawdzianami :/ ahh tak miło słyszeć takie pochlebstwa co do swoich wypocin <3
UsuńBuziaki, Noxie :*
Jeju, to świetne, że występuje podział na osoby, jeśli chodzi o narrację.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się rozwój fabuły i na pewno jeszcze tutaj wpadnę , ciekawi mnie, co tam naskrobiesz ! :D
Pozderki!
O mamuniu dziękuję <3 Uwielbiam Twoje opowiadanie i jestem zaszczycona, że przeczytałaś moje bazgroły. Mam nadzieję, że dalsza część też Ci się spodoba ;3
UsuńBuziaki, Noxie ;*