środa, 22 stycznia 2014

Rozdział 10






Witajcie ! Przepraszam Was bardzo za to że tak długo nie było rozdziału. Strasznie mi głupio, bo to wszystko przez sprawdziany przed feriami, a potem ferie, w ktore w sumie tylko 2 dni spędziłam w domu, bo byłam w górach i nie miałam czasu nic naskrobać, bo albo mnie nie było hotelu, albo byłam zbyt zmęczona, żeby cokolwiek pisać. Jeszcze raz przepraszam za nieobecnoś. Postaram się to naprawić, a teraz zapraszam do czytania :)

*Oczami Hermiony* 
    Jak drzewo z nagła powalone, które na płytko wrosło w ziemię,
     Któremu wyrwał wiatr korzenie...
     I jeszcze żyje cząstką czasu...
    Ale już traci swe zielenie...
    Już nie szumi w chórze lasu?
Po tych słowach głos mi się załamał. Pani Weasley bardzo prosiła bym powiedziała coś nad jego grobem. Coś co będzie go oddawało w całości i co wszyscy zapamiętają. Nie mogąc opanować łez spuściłam głowę i zeszłam z mównicy, która była ustawiona przed domem Weasleyów, a obok której stała jeszcze otwarta trumna z ciałem, aby wszyscy mogli się pożegnać z nim.
Po raz ostatni złapałam za zimną ręke Rona. Patrzyłam na jego twarz w myślach przepraszając, że za mnie zginął. Teraz rozumiem, co musiał czuć Harry.
  Już miałam zabrać ręce z dłoni martwego, gdy jedna z łez skapnęła na nią. Wtedy zdarzyło się coś wstrząsającego. Ciało Rona uniosło się nad trumnę, a potem opadło na ziemię. Chłopakiem zaczęły targać mocne drgawki, ale po chwili ustały. Przez moment wydawało mi się, że poruszył powiekami. Widać, nie tylko ja to zauważyłam, bo goście okrążyli sarkofag, z którego 'wydostał się' rudzielec.
Nagle stało się coś, czego nikt nigdy w życiu nie zapomni. Mój przyjaciel podniósł się do pozycji siedzącej i roztarł piąstkami oczy, jakby właśnie obudził się z długiego snu. Rozejrzał się dookoła zdziwiony i zapytał - Czemu pozwoliliście mi spać na ziemi i co tu się w ogóle dzieje?- wychrypiał. Spojrzałam w stronę pani Weasley, która w wyniku wielkiego szoku stała z otwartą szeroko buzią opierając się o Georga. 

  Ron dowiedział się wszystkiego. Słuchał uważnie co mówiłam, a gdy skończyłam z jego ust padły słowa - Wszystko fajnie, ale kim u diaska jest ten Volde coś tam?-  zapytał ze zdziwioną miną.
Nagle uderzyła we mnie myśl, że może ma amnezje więc zapytałam - Ron, a wiesz w ogóle kim ja jestem ?-
- Ministrem Magii? - spytał się z przerażoną miną. - Nie, to ja. Hermiona Granger, twoja przyjaciółka.- powiedziałam powoli, aby wszystko usłyszał. W momencie gdy Harry wypytywał Rona, co pamięta uświadomiłam sobie, że być może ukąsił go wąż z gatunku amenteryzów. Czytałam kiedyś, że ich jad usypia ofiarę do tego stopnia, że wygląda jak martwa, a potem wysysa krew i zostawia. Jeśli człowiek przeżyje taką utratę krwi to budzi się z pewnymi zaburzeniami tak jak w tym przypadku amnezją. Boję się, że jest ona nieodwracalna.

  Kilka godzin od mniemanego pogrzebu Ron z rodzicami został przeniesiony do Św. Munga na uzupełnienie krwi i próbę odzyskania pamięci. Ma tam zostać kilka tygodni więc przegapi początek ostatniego roku szkolnego, ale z tego co słyszałam, to nie miał zamiaru wracać już do szkoły, tak jak Harry. Ciekawe, czy Riddle pozwoli mi wrócić do szkoły. Boję się, że nie. Na samą myśl o nim wszystkie moje mięśnie są jak sparaliżowane i odmawiają posłuszeństwa. Jestem przerażona na myśl, że mam się do niego przyłączyć.

  Przez rzekomą śmierć Rona nie miałam ani siły, ani ochoty na rozważanie słów przepowiedni, ale zdaje mi się, że ma ona jakieś drugie znaczenie.
Hmmm.. Ten, który śmierci się nie boi... to chyba jasne, choć potencjalnie problematyczne, bo tu może chodzić nie o Voldemorta, a osobę z zewnątrz kręgu zainteresowanych.
Powróci zza grobu... to ma duży związek z pierwszym zdaniem, ale może autor nie miał na myśli fizycznego zmartwychwstania, tylko otworzenie się, wyjście z ukrycia.
Łza krystalicznie czysta...Uroniona z oka niewinnej... tu nie może chodzić o mnie. Przecież jestem tylko człowiekiem i nie mogę mieć krystalicznie czystych łez, bo to niezgodne z naturą, ale coś mi mówi, że jednak są niezwykłe skoro powróciły do życia 'człowieka' bez duszy i 'prawie zmarłego.'
Oh, mam dość tego rozważania na temat, który nawet po wyjaśnieniu nie da mi pola manewru, do odkręcenia tej chorej sytuacji. Ej, ale zaraz. Przecież Ron teoretycznie też powrócił z grobu, bo już w nim leżał. I na niego też skapnęła moja łza. Może to o to chodzi ! Może to jest jakaś grupowa przepowiednia, albo coś w tym stylu.

  Leżałam w łóżku cały kolejny dzień. Bałam się iść do niego. Całą noc myślałam nad przepowiednią i wysnułam wniosek, że ta sytuacja z wróżby mogła się jeszcze nie wydarzyć, albo tylko część jej się sprawdziła lub dokonała.

 Co z typ wymyślał tą chorą przepowiastkę ? Może jak nie będę w nią wierzyć, to się nie stanie ? Genialne ! Jeśli Czarny Pan nie znałby przepowiedni, to nie próbowałby jej dokonać. A co jeśli to tylko 'mistyczne moce' profesor Trelawney ? Przecież każdy wie, że to zwykła oszustka. Spróbuję udawać, że nie znam tej durnej 'przyszłości' i żyć normalnie. Kiedyś musi mu się znudzić, a mnie nie zabije, bo za bardzo uwierzył w słowa Sybilli, by nie dążyć do ich spełnienia. To jedyne co przychodzi mi do głowy i może się udać.

*Oczami Draco*
  To był najdziwniejszy 'pogrzeb' w jakim miałem okazję uczestniczyć. Zastanawia mnie, jak psychika Molly Weasley znosi to wszystko. Najpierw Fred, teraz rzekomo Ron. Lupin i Tonks też przecież nie byli jej obojętni. Teraz z całego serca współczuję tej kobiecie. Dziwi mnie fakt, że pomimo iż przez prawie całą szkołę dokuczałem jej dzieciakom, a mój ojciec wcale nie ułatwiał im życia to ona zaprosiła mnie na pożegnanie ukochanego dziecka. Ja nie potrafiłbym tak łatwo wybaczyć, zwłaszcza, że jej nie przeprosiłem. Wiem, że powinienem, ale nie mogę się do tego zebrać. Muszę jeszcze dowiedzieć się co Snape tu robił. Przecież wszyscy myślą, że nie żyje, a poza tym nienawidził rudego na tyle, żeby spokojnie życzyć mu śmierci, a nie ją czcić...
 
 *Oczami Toma*
  Nie przyszła. Miała się tu stawić, ale się nie pojawiła. Czyżby zmieniła zdanie ? Chyba pora na małą wizytę.

  Wstałem z fotela, odłożyłem Ognistą i wysłałem zaklęcie szukające. Po chwili przyszła wiadomość, że poszukiwany obiekt znajduje sie poza granicami Londynu w Little Whinging. Za chwilę już stałem obok. Podszedłem do niej cicho i szukałem wzrokiem czegoś, w co tak uporczywie się wpatrywała nie zauważając mojej obecności, ale nie dojrzałem nic szczególnego. Siedziała na chuśtawce na jakimś opuszczonym, mugolskim placu zabaw, a nieobecny wzrok miała utkwiony na malującym się przed nią zachodzie słońca. Nagle wszelkie moje mordercze chęci jakby wygasły, gdy patrzyłem na tą bezbronną, młodą dziewczynę. Stałem tylko obok i obserwowałem ją. Fascynowała mnie, chociaż nic nie robiła. Taka młoda...taka piękna...taka delikatna.

  Ostatni promień znikającego za horyzontem słońca rozświetlił jej twarz i wtedy zauważyłem jej ciągle płynące po policzkach łzy. Jakieś nieznane uczucie zaczęło kuć moje wnętrzności, co było prawie jak ból fizyczny. Naszły mnie wtedy refleksje. Za co zginęło tylu niewinnych ludzi ? Za nieśmiertelność innych. - tak zawsze sobie wmawiałem, ale teraz wiem, że nie miałem racji. Po co mi teraz śmierciożercy, skoro nie mogę nawet zabić mugola, bo każdy w moich oczach przypomina ją. Co się stało z tym cholernym sadystą, który pragnął władzy ? Przecież nie mógł tak sobie zniknąć, bo ludzie się nie zmieniają, a już na pewno nie takie potwory jak ja.

  Może ja nigdy nie miałem duszy ? Może przez to, że nigdy nie zaznałem miłości, byłem spragniony krwi tych, którzy jej doświadczyli. Po odrodzeniu czuję się zupełnie inaczej. Nigdy się tak nie czułem. Taki lekki, a zarazem taki przytłoczony. Zaraz, co ja gadam ? Przecież miłości nie ma i nie będzie ! Nigdy nie było. To tylkp chory wymysł psychicznie upośledzonych ludzi mających świra na czyimś punkcie. A nawet gdyby była, to ja nie będe kochał, bo nikt nie kochał mnie.

  Gdy ocknąłem się ze świata myśli i snów zobaczyłem, że stoi przede mną. Jej przenikliwie brązowe oczy prześwietlały moje, jakby były książką.  Ja patrzyłem w jej, gdy nagle runąłem na ziemię, różdżka mi wypadła, a potem zrobiło się bardzo ciemno...

*Oczami Hermiony*
   Wpadłam na pomysł, który mógłby ukrucić powrót Czarnego Pana. Plan był kiepski, ale aurorzy obiecywali, że będą tuż obok. Poinformowałam ich tylko o możliwości złapania kogoś bardzo niebezpiecznego, ale nie powiedziałam  kogo, bo nie chciałam być osaczona. 
 
 Wiedziałam, że będzie mnie szukał, dlatego udałam się z daleka od Londynu, żeby nie miał podejrzeń, że na niego czekałam. Jego umysł już nie pracuje jak umysł jednego z najpotężniejszych czarnoksiężników na świecie, ale wolałam chuchać na zimne.

  Z początku siedziałam koło dawnego domu Dursley'ów, ale potem przeniosłam się na polecony przez Harrego plac zabaw, daleko od budynków mieszkalnych. Ze strachu, że mi się nie uda rozpłakałam się jak dziecko. Jeden z moich 'ochroniarzy' Jerremy powiedział, że mam nie wysuszać łez, bo to zawsze działa jakargument łagodzący, a zwłaszcza u pięknych kobiet. Wątpiłam, że w tym wypadku zadziała, ale to zawsze jest jakieś wyjście. Musiałam szybko znów się rozpłakać, by zniwelować rumieńce, które wykwitły na moich policzkach po tych słowach, a potem dla uspokojenia skołatanych nerwów próbowałam się zrelaksować obserwując jeden z najpiękniejszych zachodów słońca, jakie w życiu widziałam.

  Po dosłownie kilku minutach usłyszałam bardzo cichy trzask aportacyjny. Z sekundy na sekunde czułam zmniejszającą się odległość do ucieczki, ale musiałam zachować spokój. Udawałam, że nie wiem o jego obecności gdy stał obok chuśtawki, na której siedziałam od dobrych paru chwil. Zamyślił się na tyle, że nie zauważył, że stoje na przeciwko niego i patrze mu w oczy. Moim darem, jest wyczytywanie ludzkich emocji z oczu więc jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam bezgraniczne cierpienie. Zrobiło mi się głupio, że przeze mnie ktoś cierpiący trafi do więzienia, albo gorzej, ale przypomniałam sobie kim jest, a raczej kim był ten potwór. Dla pewności stałam tam jeszcze chwile, a potem odsunęłam się gdy sparaliżowane ciało mojego oprawcy padało na ziemię. Na ten widok poczułam się, jakby ktoś wydarł mi serce i po chwili sama zemdlałam.

  Szłam długim, ciemnym korytarzem gdzie było mnóstwo drzwi, ale wszystkie zamknięte. Jedynie w oddali jedne były uchylone. Biegłam tam, ale drzwi zamiast przybliżać, oddalały się. Zakręciło mi się w głowie, ale biegłam dalej. Upadałam, ale szybko podnosiłam się i dalej próbowałam dostać się do otwartego pomieszczenia, ale podłoga przede mną zniknęła, a ja runęłam w ciemność. Myślałam, że zaraz uderzę o posadzkę, ale jakaś wielka, silna dłoń złapała mnie w pasie i pociągnęła do góry, do światła. 

 Wtedy otworzyłam oczy, które natychmiast zostały porażone przeraźliwie jasnym światłem. Rozejrzałam się dookoła i wiedziałam na pewno dwie rzeczy :
1. To był tylko sen.
2.Jestem w szpitalu...


****************************************************************************************************************
Tłustym drukiem napisany jest fragment wiersza Wisławy Szymborskiej "Gawęda o Ziemi Ojczystej"

2 komentarze:

  1. Rozdział, że tak się wyrażę haakhjhdfakjdhasjksajd ♥ Ron żyje nawet nie wiesz jak się cieszę :P Akcja z Tomem naprawdę świetna. Wpadłam w depresje przez ciebie, bo moje pisanie przy twoim to pikuś, Pan Pikuś :/ Jestem ciekawa dalszych przygód Hermiony, pisz szybko dalej :D Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj kochana <3 za nisko się oceniasz ! Przypominam Ci, że masz dużo więcej komentujących i obserwujących niż ja, a to chyba o czymś znaczy :* Bardzo się ciesze, że ci się podobał i mam nadzieje, że zostaniesz ze mną, aż do końca :3 Pozdrowionka :*

      Usuń

Mam nadzieję, że się podobało ;) Proszę, zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. ;D