sobota, 23 listopada 2013

Rozdział 4

Witam, witam i o zdrowie pytam : D   Dziś mam do Was wielkie pytanie ! Ot co : Czy wolicie dłuuugie rozdziały raz w tygodniu ( lub dwa w zależności od czasu wolnego autorki ) czy kilka krótszych takich jak rozdział 3 ?  Odpowiedzi zostawiajcie w komentarzach ;3 A i jeszcze jedno !
Nie chciałam tego robić, ale chcę zobaczyć ile Was jest więc proszę każdego czytelnika o pozostawienie po sobie śladu w komentarzu. C;  Nadtępny rozdział ukaże się po minimum 7 komentarzach. Miłego czytania ;*

*Oczami Hermiony *
  Nareszcie wylądowałam w swoim pokoju. Szybko pozbyłam sie kurtki i butów,a następnie rzuciłam się na łóżko. Po krótkim odpoczynku od wrażen z cmentarza uświadomiłam sobie, że samochód moich rodziców został pod Grimmuald Place i chyba wypadałoby go odstawić na miejsce zanim ktoś zobaczy, że mnie nie ma, a samochód nadal stoi lub co gorsza zanim ktoś go ukradnie. Zrezygnowana podniosłam swój szanowny tyłek z łóżka i ubrałam spowrotem buty. Złapałam różdżkę i torebkę i deportowałam się. Zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam, że jestem w samochodzie, bo nigdy mi się nie udało aż tak dokładnie aportować. Ucieszona ze swych dokonań odpaliłam maszyne i ruszyłam londyńskimi ulicami wprost pod mój dom. Dom, z którym wiązało się tak wiele wspomnień i to nie tylko tych dobrych...
    Pamiętam jak dziś moment, w którym dowiedziałam się, że muszę opuścić ten dom i wymazać pamięć tym, których kochałam by dać im częściowe bezpieczeństwo. Zakon pozwolił mi poinformować rodzinę o tym, co ich czeka, a wtedy usłyszałam coś, czego nigdy nie chciałam usłyszeć. -Jesteś adoptowana córciu. Tak bardzo mi przykro, że dowiadujesz się tego, w takich okolicznościach, ale nadal mam wyrzuty sumienia, że nie powiedziałam Ci tego wcześniej. Ale to nic nie zmienia skarbie. Kochamy Cie z ojcem jak własne dziecko. Mam nadzieje, że zrozumiesz. - powiedziała pani Granger, kiedy dowiedziała się o całej sprawie. Wtedy poczułam się niechciana, ale nie przez Granger'ów, a przez osoby, przez które trafiłam do adopcji. Do dziś nie mogę zrozumieć, jak można oddać własne dziecko komuś innemu lub poprostu je zostawić na pastwe losu. W przypływie złości pobiegłam do góry, spakowałam się w tępie natychmiastowym i czekałam, aż moi opiekunowie sie pójda spać. Wtedy bez wahania rzuciłam zaklęcie, którego sutki już nie były dla mnie tak straszne jak kiedyś mi sie wydawało. -Obliviate- powiedziałam i rozejrzałam sie po sypialni, która była pełna naszych wspólnych zdjęć. Powoli rozmazywałam się na nich, a po chwili znikałam. W głebi duszy wiedziałam, że bardzo ich kocham i zrobię wszystko, żeby ich ochronić. Złapałam obie śpiące osoby za ręce i teleportowałam je do domku kupionego przez Zakon Feniksa w południowej Australii. Tu mieli być bezpieczni, ale nigdy się nie spodziewałam, ze siła mojego zaklęcia może być tak wielka, że nie da się go cofnąć. Po wojnie próbowałam odzyskać ludzi, którzy opiekowali sie mną całe życie, ale okazało się, że nic nie wróci im pamięci. Po miesiącach prób odpuściłam. Widziałam, że są szczęśliwi tam gdzie są. Postanowiłam nie włazić w dopiero ułożone życie ze swoimi buciorami. Przynajmniej został mi ten dom pełen wpomnień. Na początku wahałam się czy go nie sprzedać, ale nie miałam serca tego zrobić. Teraz mieszkam tu zupełnie sama, ale jest mi dobrze tak jak jest. Może kiedyś założę rodzinę i zamieszkamy tu razem ? Tego nie wiem, ale mam taką nadzieję.
    Wysiadłam z auta i teleportowałam się wprost do kuchni gdzie od rana czekała na mnie moja zimna już kawa. Zagrzałam ją za pomocą zaklęcia i wypiłam duszkiem. - Dzień pełen wrażen, co ? - usłyszałam zza pleców.Zakręciło mi się w głowie, a potem poczułam tylko pustkę i zapadłam się w nicość.
   
*Oczami Dracona *
Siedziałem w domu moich rodziców na obrzeżach Londynu. Teoretycznie już nie należał do nich, bo matka nie żyje, a ojciec siedzi w Azkabanie. Tęsknie za nią czasami, ale jest to do przeżycia. Wiem, że jest gdzieś blisko i czuwa nade mną. Ojca wcale mi nie szkoda. Sam ją zabił, tak jak Astorię, bo stwierdził,że tylko one nie pozwalają mi w pełni oddać się służbie Czarnemu Panu. Nienawidzę go za to. Sam najchętniej bym go zabił i pewnie nikt poza tymi pieprzonymi, brudnymi od krwi niewinnych ludzi sługusów tchórza, który wyręczał się innymi nie miałby mi tego za złe, ale to w końcu ojciec, a ojców się nie wybiera. Ehh jak ten czas szybko leci. Kiedy tak wspominałem Astorie po raz kolejny dzisiejszego dnia, moje myśli zmieniły dziwnym trafem kurs na Granger. Przypomniała mi się jej twarz, kiedy mówiła do mnie dziś. Czysta złość wypisana na jej twarzy, ale też ledwo widoczny żal i zawiść w oczach. Nagle poczułem chęć naprawienia wszystkiego. Chciałem pogodzic się z nią i już nigdy nie mieć w niej wroga. Wiem, że napewno nie uda mi się od razu ale jestem Malfoy'em, a oni zawsze dostają to, czego chcą.
   Chwilę rozmyślałem patrząc w okno, aż tu dziwnym zbiegiem okoliczności po ulicy jechał samochód, w którym siedziała pewna brązowowłosa Gryfonka. Uśmiechnąłem się pod nosem widząc, że wszystko działa na moją korzyść.Rzuciłem na siebie zaklęcie kameleona i teleportowałem sie na dach jej auta. W końcu zatrzymała się przed dużym, błękitnym, przyjaźnie wyglądajacym domem, ale nie wysiadała. Postanowiłem złożyć jej wizytę bez zapowiedzi i przeniosłem się do jej domu. Rozejrzałem się wokół i stwierdziłem, że jestm w salonie. Był taki przytulny, że chciałoby się tu zostać i nie wychodzić, nie to co w Malfoy Manor. Po chwili usłyszałem od strony drzwi trzask teleportacji, więc otworzyłem drzwi, które prowadziły do pomieszczenia, gdzie znajdowała się dziewczyna. Stała tyłem do mnie i zachłannie coś piła. Gdy odstawiła kubek zdecydowałem ujawnić swoją obecność i powiedziałem coś w stylu - Dzień pełen wrażen, co?- a ona zastygła na chwilę w bezruchu, a potem osunęła się na ziemię. Złapałem ją w ostatniej chwili. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do salonu. Położyłem ją na kanapie. - Aquamenti - szepnąłem, a woda, która wystrzeliła z końca mojej różdżki chlusnęła w jej twarz. Natychmiast się ocknęła. Otworzyła oczy i z otępieniem zapytała - Malfoy?- po raz kolejny tego dnia. Uśmiechnąłem się lekko i kiwnąłem głowa. -Przestraszyłeś mnie, a tak poza tym, co robisz w moim domu?- Zagięła mnie. Nie wiedziałem, co mam powiedzieć, więc stwierdziłem, że przejdę do sedna. -Hermiono, ja chciałbym Cię przeprosić, za to uprzykrzanie Ci życia i te wszystkie wyzwiska. Wiem, że nie jest łatwo coś takiego przebaczyć, ale obiecuję, że będę się starał ze wszystkich sił, aby Ci to zrekompensować.- powiedziałem bez zastanowienia, a zdziwiona do granic możliwości dziewczyna spojrzała na mnie z niedowierzaniem. Po chwili usiadła, dotknęła ręką mojego czoła i zapytała z powątpiewaniem - Czy ty napewno dobrze się czujesz? Gorączki niby nie masz, ale coś napewno jest nie tak. Ktoś Cię zmusił ? Gadaj, kto ? - zaśmiałem się z jej reakcji co jeszcze bardziej ją zmieszało. - Spokojnie, Granger. Nic mi nie jest i nikt mi nie kazał Cię przepraszać. Zrobiłem to, bo nie chcę mieć wroga w postaci najmądrzejszej czarownicy od czasów Roweny Ravenclaw. Proszę, uwierz mi, że to nie jest żart.- Nastała cisza. Sam nie wiedziałem, dlaczego za wszelką cenę próbuję ją przekonać o uczciwości swoich intencji, ale stała się dla mnie teraz czymś w rodzaju wyzwania. Chciałem ją mieć jako przyjaciółkę bez względu na wszystko. Ciszę przerwał jej bardzo głośny wydech, a potem powiedziała: - Nie wiem jak, ale już dawno Ci wybaczyłam Malfoy. Ja też nie chcę mieć w Tobie wroga, ale zachowywałam sie tak myśląc, że nadal widzisz we mnie tylko szlame, a ja jako osoba, która ma swoją godność postanowiłam działac na, tak mi sie wydawało Twoich zasadach. Mam nadzieję, że nasze relacje się trochę ocieplą i już nie będziemy "wrogami z korytarza"- Po tych słowach uśmiechnęła się ślicznie, a jej policzki przybrały delikatnie różową barwę. Nie wiem co mną wtedy kierowało, ale zbliżyłem do niej swoją twarz, popatrzyłem w jej duże, brązowe oczy okolone długimi, czarnymi rzęsami i wpiłem się w jej usta...




sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 3

Witam z kolejnym rozdziałem nananana. Mam nadzieję, że się wam spodoba. W ramach rekompensaty za 'kradzież Smoka' rozdział dedykuję wesley ! :D MIŁEJ LEKTURY ŻYCZĘ :))



*Oczami Draco *
    Siedziałem totalnie znudzony na tym durnym spotkaniu. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Czekałem tylko na zakończenie tej męczarni. Wiem, że sam się zapisałem, ale żeby kazać ludziom tyle czekać? Pogrążony w myślach oczekiwałem jakiejś informacji od Potter'a co do następnego spotkania bym mogł wreszcie stąd pójść gdy nagle ktoś nie za cicho powiedział, a raczej krzyknął-Malfoy!?-
Odwróciłem się w stronę osoby, najwyraźniej zaskoczonej moją obecnościa. Ową osobą okazała sie moja 'ulubiona' Gryfoneczka Granger. Popatrzyłem na nią ze znudzeniem, a ona speszona wzrokiem wszystkich obecnych skupionym na niej podbiegła do Potter'a i wtuliła się w niego. Wyglądali jak szczęśliwa para. To przypomniało mi o niej... Nie wiem jak długo siedziałem i wspominałem Astorię, ale kiedy się ocknąłem, zobaczyłem jak Gryfonka wychodzi z pomieszczenia. Nie wiem co mną wtedy kierowało ale poszedłem za nią. Już ubierała kurtkę, gdy dotknąłem jej ramienia. Odwrociła się i jeszcze bardziej zdziwiona niż wcześniej zapytała jednak odrobinę ciszej : -Draco ?- Wtedy powiedziałem -To nie tak, jak myślisz Granger.- Nie wiedziałem czemu, ale naszła mnie potrzeba wytłumaczenia jej co tu robię, bo najwyraźniej ani łasic, ani dziecko szczęścia jej nie uświadomili. Nagle, niespodziewanie szybko usłyszałem jej głos - A skąd ty możesz wiedzieć co ja myślę ! I lepiej mnie nie dotykaj,bo jeszcze się szlamem zarazisz, Malfoy.- Potem usłyszałem już tylko trzask teleportacji i dziewczyna zniknęła. Zrobiło mi się przykro, jak pomyślałem, że ona nadal pamięta moje wyzwiska i uprzykszanie jej życia. Muszę coś z tym zrobić, bo w końcu jesteśmy po tej samej stronie i nie możemy prowadzić wojny wewnętrznej, bo to tylko nas osłabi. Nagle moje myśli zmieniły kurs na Astorię. Niby była moją żoną, ale wcale jej nie kochałem, a napewno nie tak jak kocha mąż żonę. Ona bardziej była moją przyjaciółką,a kiedy ten szmaciarz zabił ją na moich oczach poczułem jakbym stracił siostrę, której nigdy nie miałem.
  Nienawidzę mojego sentymentalizmu, ale to jedyne co może mnie na pierwszy rzut oka upodobnić do matki, bo do ojca nie chcę być podobny. Wystarczy mi, że wygląd mam po nim. Czasami się zastanawiam, czy nie przemienić się trochę, ale potem przychodzi moment, w którym uświadamiam sobie, że nie wygląd jest najważniejszy i wspominam szkołę, w której właśnie to się dla mnie liczyło.
  Wróciłem do pokoju i zobaczyłem jak Potter podnosi się z krzesła, przykłada różdżkę do gardła mówiąc - Dziękuję Wam wszystkim za przybycie i na wsparcie Gwardii Dumbledor'a swoją osobą. W celu bezpieczeństwa na domu ciąży zaklęcie, które nie pozwoli teleportować się, ani wyjść tym, którzy się nie zapisali bym mógł rzucić zaklęcie, które nie pozwoli mówić wam gdzie znajduje się nasza baza,ani nic istotnego, czego dziś się dowiedzieliście. Następne spotkanie odbędzie się dokładnie za tydzień tutaj o godzinie 17.00 tylko dla zapisanych. Dziękuje jeszcze raz i do widzenia.- Rozległy się oklaski,a kiedy ucichły ciszę zakłócały trzaski teleportacji. Ja też postanowiłem wracać, więc pomyślałem o mojej sypialni i po chwili w niej stałem.



*Oczami Hermiony *
   Gdy ta tlenoina fretka powiedziała, że to nie tak jak myśle zdenerwowałam się. -Skąd ty możesz wiedzieć co ja myślę ! Lepiej mnie nie dotykaj, bo jeszcze sie szlamem zarazisz, Malfoy- wykrzyczałam w złości, a potem teleportowalam się. Nie byłam pewna gdzie jestem, ani dlaczego tu jestem ale przeczuwałam, że tu właśnie powinnam być. Udałam się w stronę podstarzałego domu, który coś mi przypominał, ale nie wiedziałam co. Bałam się jednak wejść na teren tej posesji. Nie wiedzieć czemu za budynkiem znajdował sie cmentarz. Postanowiłam się po nim przejść. Od śmierci rodziców lubiłam cmentarze. Tu zawsze mogłam pomyśleć i mieć spokój od wszytkich.
   Gdy się aportowałam, myślałam o domu, ale jakaś dziwna siła przyciągneła mnie własnie na ten dziwny cmentarz. Wszystkie groby były tu identyczne : duże, czarne, marmurowe płyty z nazwiskami zmarłych. To samo w sobie nie było dziwne, ale fakt, ze wszystkie groby są pokryte kurzem i na żadnym nie pali sie znicz przyprawił mnie o ciarki. Przechodziłam między nagrobkami zastanawiając się jak taki duży cmentarz może być opuszczony. Najdziwniejsze było to, że nigdzie nie było żadnego krzyża. Ta informacja dała mi wiele do myślenia, ale w końcu zdałam sobie sprawę, że to może nie jest chrześcijański cmentarz. Im bliżej tajemniczego domu tym nagrobki wydawały sie świeższe. Niedaleko domu, koło posągu zakapturzonej postaci z kosą, która pewnie miała symbolizować śmierć zauważyłam płytę nagrobną, która miała jako jedyna złoty napis, który brzmiał :
Tu spoczywa ten, który sieje posrach wśród wszystkich.
Ten, który nie bał się śmierci.
Ten, który powróci, by dokończyć, co zaczął...
Tom Malvoro Riddle
Czy ja własnie znalazłam grób Lorda Voldemorta ? Muszę stąd natychmiast uciekać, ale czuje, że jeszcze tu wrócę...




piątek, 15 listopada 2013

Rozdział 2

To chyba mój pierwszy blog, na którym mam komentarze od początku pisania.To dopieo początek i mam nadzieję, że z każdym rozdzialem będzie ich przybywało. A teraz chcialabym ogłosić, że nie wszystkie wątki będą zgodne z treścią książki i proszę o wyrozumiałość co do niektórych moich dziwnych pomysłów, które mogą się wam wydać nienormalne ;) Nie przedłużam już i zapraszam do czytania tzw. treści właściwej.
PS wybaczcie mi moje błędy w tym rozdziale,bo w całości jest pisany na tablecie co wcale nie ułatwia pisania :<

*Oczami Hermiony *
  Gdy tylko przypomniałam sobie o rzeczywistości zauważyłam drugie nazwisko niepasujące zupełnie do klimatu pogromców śmierciożerców, a mianowicie Blaise Zabini.Dwaj ślizgoni zupełnie zbili mnie z tropu. Co oni tu do cholery robią? Jak oni to sobie wyobrażają? Co prawda w pomieszczeniu było kilku ślizgonów, ale żaden z nich nie miał na przedramieniu mrocznego znaku! To wydało mi się podejrzane ale postanowiłam nie powiedzieć o tym Harry'emu i mieć te dwa węże na oku. Zdenerwował mnie fakt, że tak poprostu pozwolił im zapisać się do Gwardii bez cienia podejrzeń, że są szpiegami. Blaise może i nie ma mrocznego znaku, ale kumpluje sie z Malfoyem i nie wiadomo co siedzi w jego głowie. Teraz żałuje, ze odrzuciłam pomysł Rona co do wieczystej przysiegi, bo przydałaby się w tych dwóch przypadkach.
   Zaraz po rozmowie z Harrym usiadłam na najbliższym wolnym krześle i rozmyślałam o tym, co tu do diaska robi młody Malfoy. Nawet jeśli nie jest szpiegiem (czego nie wykluczam) to z jakiego powodu postanowił sprzeciwić się ojcu? To za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Mam ochotę usiąść w ciepłych kapciach na parapecie w moim pokoju i poczytać jeszcze raz Historie Hogwartu, bo pomimo to, że czytałam ją z 1000 razy to nigdy mi się nie znudziła i zawsze pomaga mi się skupić w trudnych momentach. Postanowiłam tak zrobić. Pożegnałam się z Harrym i ruszyłam w stronę wyjścia. Już ubierałam kurtkę, gdy ktoś dotknął mojego ramienia...
Odwróciłam się i zobaczyłam najmniej oczekiwaną przeze mnie osobę. -Draco?- zapytałam nie dowierzając. -To nie tak jak myślisz Granger...-

Rozdział 1

Oto przed państwem 1 ROZDZIAŁ ! Początek historii dedykuję Mystery, która dodała pierwszy komentarz na blogu. Zapraszam do czytania ! :D

*Oczami Harry'ego *
    Zaraz rozpocznie się zebranie Gwardii. Bardzo się stresuję, bo nie do końca wiem co mam powiedzieć. Na szczęście mam Hermionę. Ona zawsze wie, co powiedzieć. Uwielbiam ją za to opanowanie w każdej sytuacji i łatwość wysłowienia się.
Na początku mam tylko ich przywitać o poprosić o złożenie deklaracji przystąpienia do Gwardii.
Ron wymyślił, żebyśmy wymusili na wszystkich wieczystą przysięgę, ale Hermiona od razu wybiła mu ten pomysł z głowy, bo to bardzo niebezpieczna, czarna magia.
   Boję się, że nikt nie przyjdzie, albo coś się zepsuje i nikt nie będzie chciał się zapisać. Chyba ostatnio tak się stresowałem przed spotkaniem z Voldemortem w Zakazanym Lesie. Z jednej strony już nie mogę się doczekać, a z drugiej chciałbym to odłożyć na kiedy indziej i lepiej się przygotować. No dobra Harry, zbierz się do kupy. To przecież tylko zebranie organizacji mającej zniszczyć śmierciożerców, czym tu się przejmować? Kogo ja oszukuję ?


*Oczami Hermiony *
   Przyjechałam na Grimmuald Place 12 mugolskim samochodem, który kiedyś należał do rodziców. Weszłam do środka i zobaczyłam całą kuchnie zapełnioną ludźmi. W tłumie zobaczyłam Rona, Georg'a, panią Weasley, Ginny i pana Weasley'a. Harry'ego nie mogłam dojrzeć, ale prawdopodobnie siedział przy stole, wokół którego stało kilkanaście osób z piórami w rękach. Ucieszyłam się na ten widok, ale gdy tylko odwróciłam głowę, mina mi zrzedła. W kącie zobaczyłam osobę, której nigdy bym się nigdy nie spodziewała zobaczyć w miejscu zabrania organizacji działającej przeciw zwolennikom Czarnego Pana. Jego platynowe włosy rzucały się w oczy od wejścia do pokoju. - Malfoy ?- rzuciłam pytanie trochę za głośno, bo wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę. Speszona podbiegłam do stolika, przy którym myślałam, że siedzi Harry i okazało się, że się nie myliłam. Gdy tylko mnie zobaczył, wstał i przytulił się jak to mieliśmy w zwyczaju i szepnął - Dobrze, że jesteś, bo już się gubię w tym wszystkim.-  Rzuciłam okiem na listę, a na liście jak byk widniał podpis  Draco Malfoy . Na resztę nazwisk nie zwróciłam uwagi. Zbyt mocno się zdziwiłam.

poniedziałek, 11 listopada 2013

Prolog

  A więc wszystko przepadło...

  Wojna się skończyła. Świat powinien wrócić do normy. Ludzie powinni świętować, a jednak tego nie robią. Oni chowają zmarłych. Płaczą nad rannymi. Regenerują siły po miesiącach walk, ale nikt się nie cieszy...

Śmierciożercy obiecali, że nie poddadzą się tak łatwo. Nie ważne, że ich władca zginął. Poprzysięgli sobie zapanować nad światem. Dlatego czarodzieje nie świętują. Wielu potężnych magów poległo w bitwie o Hogwart. Chcą uczcić ich pamięć.
 
 Powołano nowego ministra magii, a starą obsadę umieszczono w Azkabanie, którego strażnikami byli teraz nie tylko dementorzy, ale inne równie przerażające stworzenia, które swoim wzrokiem i głosem torturowały, a ich dotyk zostawiał trwałe blizny nie tylko fizyczne. Margorzyliszki to połącznie mandragor z jadem bazyliszka, które przez jego działanie zmieniły wygląd do upiornie wyglądających zgniło-pomarańczowych  stworzeń z nieregularnymi wybrzuszeniami w siwych, długich płaszczach z krwawymi plamami.

  Po wojnie pozostali jednak czarodzieje, którzy chcą walczyć. Niejaki siedemnastoletni, bliznowaty chłopiec i jego wierni sprzymierzeńcy wprowadzają w życie nową organizację nazywającą się na cześć poległego dyrektora Hogwartu Gwardią Dumbledor'a, która kiedyś pomimo jej krótkiej działalności przyczyniła się do udaremnienia planów Czarnego Pana. Na jej czele stanął zbawca świata magicznego - Harry Potter oraz jego dwójka najlepszych przyjaciół - Ronald Wesley i Hermiona Granger. Jak potoczą się losy GD i czy uda im się pokonać armię utworzoną przez samego Toma Malvoro Riddla - najpotężniejszego czarnoksiężnika od czasów Grindewalda ?
Mam nadzieję, że się podobało ;) Proszę, zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. ;D